Castlevania: Aria of Sorrow

Wydania
2008()
Ogólnie
Komórkowa konwersja hitu z GBA. Tym razem bez zastrzeżeń - udała się znakomicie.
Widok
boczny
Walka
czas rzeczywisty
Recenzje
Venra
Autor: Venra
24.10.2010

Drakula w telefonie
Poprzednio miałem wątpliwą przyjemność grać w komórkową wersję Dawn of Sorrow. Nie wspominam tego najlepiej, do dzisiaj biorę leki na depresję;). Przeraziłem się więc okropnie faktem istnienia również wcześniejszej przygody Somy Cruza w wersji mobilnej. Swoją drogą, dziwi mnie dobór gier dokonywany przez Konami. Na GBA i DS były inne Castlevanie z bardziej klasycznym podejściem do tematu, ba nawet na SNESie i PSX coś by się znalazło. A oni uparli się na nastolatka ze współczesnych (no prawie) czasów w zamku Drakuli. Szkoda gadać. Ale moja prywatna niechęć do Somy nie przekreśla szans tej gry. Do zamku ruszyć czas!

Powrót do przyszłości
Fabuła znowu kręci się wokół metroseksualnego studenta z wymiany. Cruz (nie mylić z Tomem;) trafia do zamku księcia wampirów wraz z koleżanką. By wydostać się z tego przybytku szatana musi dotrzeć aż do sali tronowej. Po drodze napotka sprzymierzeńców jak i oponentów, którzy wspomogą go dobrym słowem. Fabuła przedstawiona jest w formie tekstu. Każda konwersacja jest w taki sposób streszczona, co oczywiście jest mniej efektowne ale czytelne.

Telefon vs GBA
Aria of Sorrow na komórce rzuca rękawicę gameboyowi. Główny protagonista jest dobrze animowany i podobny do swojego odpowiednika z konsolki Nintendo. Lokacje są szczegółowe i zróżnicowane. W niektórych tła są dwuplanowe, ładnie scrollowane. Taki efekt można uświadczyć już na samym poczatku gry. Olbrzymi księżyc na nocnym niebie przebijający się przez podziurawione ściany, na jego tle widać mury obronne. Wygląda to nad wyraz pozytywnie. Są miejsca w których można dopatrzeć się nawet latajacych nietoperzy. Klimatu nie da się tutaj odmówić. Należy jednak zganić twórców za lenistwo. Niektóre miejcówki świecą pustkami i płaskim tłem. Do tego wodę rozpoznać można tylko po kolorze. Wodospady zaś są jakoś tak dziwnie statyczne. Niedociągnięcia te wynagradza wielkość zamku. Porównać go można z siedzibą Drakuli z GBA. Brakuje kilku sekcji, nie zmienia to jednak ogromu lokacji. Można się dosłownie poczuć jak malutki robaczek. Wielkie brawa dla twórców. W sferze dzwiękowej jest jak zawsze na komórkach. Albo muzyka albo odgłosy. Jako że ja lubię grać przy muzyce wybrałem tą opcję. Nie zawiodłem się. Scieżka dzwiękowa buduje klimat ogromnego mrocznego zamczyska. Na pierwszy plan wysuwa się tutaj utwór przygrywający na górnym pietrze zamku. Jakość dźwięku nie umywa się do GBA, ale na komórce jest bardzo w porządku.

Od zera do pakera
Soma startuje jako zniewieściały, wątły 18 latek. A kończy jak nie przymierzając Superman. Jak nic musi być to jrpg;D. Zaraz po przybyciu do zamku okazuje się, że posiada on zdolność absorbowania dusz przeciwników. Daje to wiele możliwości. Jak choćby chodzenie po wodzie, rzucanie bombami, przemiana w nietoperza (białego,sic!). Niektóre umiejętności są konieczne by dotrzeć do wcześniej niedostępnych sekcji zamku. Dusze można podzielić na trzy kategorie: ofensywne, wspomagające eksplorację i supportujące. Mamy trzy sloty, a dusz jest ponad dwadzieścia. Jest więc w czym wybierać. Zdobywamy je ubijając wroga lub znajdując w zamku. Oprócz tego zdobywamy levele doświadczenia jak w rasowym rpgu. Podbija to ilość punktów życia i many oraz cztery statystyki. Do rpgowej mieszanki dochodzi cała zbrojownia, którą można wyszukać w zakamarkach zamczyska. Wszelakie miecze (długie, krótkie, sztylety), włócznie, młoty, a nawet broń palna. Wybór jest olbrzymi. Pokaźna jest też ilość odzienia i akcesoriów poprawiających statystyki. Zabawna historia przytrafiła mi się z jedną bronią. Patrzę w lokacji - pistolet. Zbieram go, okazuje się, że jest to Kosa Śmierci. Gdy ją wyekwipowałem okazało się że to młot;). Rpgowego mięska jest w Aria of Sorrow dużo do przegryzienia. Nie zabrakło mapy, byśmy się nie zgubili.

Przebrnięcie przez grę zajęło mi prawie cztery godziny. Tyle pokazał licznik, który jest zawarty w grze. Nie liczył on jednak powtórek i wgrywania stanu. Gdyż w tej grze save można robić tylko w pokojach z figurą. Nie ma typowego dla komórek zachowywania stanu przy wyściu z gry, co zwiększa poziom trudności. Łącznie czas gry zamyka się w okolicach sześciu godzin. Jest to przyzwoity wynik, zwłaszcza na telefonie.

Wspomnieć należy o sterowaniu. Jest ono w miarę wygodne. Skaczemy klawiszem 1 lub 3. Umiejętności używamy 7 i 9. Sprawdza się to w praniu, chociaż przy niektórych skokach irytowałem się na nieprecyzyjność klawiatury. W ogniu walki można pomylić przyciski, zwłaszcza jeżeli sa blisko siebie. Gra rekompensuje utrudnione sterowanie niższym poziomem trudności.

Wampirze pożegnanie
Kudosy za konwersję wędrują do panów z Code Monkeys. Brawa, wychylam za was puchar wina (bezalkoholowego ma się rozumieć:). Tak powinno się robić gry na komórki. Nie mogę się nadziwić, jak udało się zmieścić prawie całą grę z GBA w produkcie na telefon. Mobilna Aria of Sorrow to rewelacyjny tytuł. Ładny graficznie, zróżnicowany i w pewnym stopniu nie liniowy. Z jasno świecącą warstwą rpg. Polecam wszystkim fanom roleplay'i.

Plusy
+ potężny zamek do zwiedzenia
+ zatrzęsienie ekwipunku
+ dobra oprawa audio / video
+ zdobywanie dusz
+ przyzwoity czas gry

Minusy
- fabuła
- kilka słabszych lokacji i modeli przeciwników

Moja ocena: 5/5


Obrazki z gry:

Dodane: 24.10.2010, zmiany: 21.11.2013


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?