Shin Megami Tensei: Devil Survivor (Nintendo DS)

Shin Megami Tensei: Devil Survivor

Megami Ibunroku: Devil Survivor (JAP)
Wydania
2009()
2009()
Ogólnie
Demoniczna gra z serii Shin Megami Tensei zawędrowała również na NDS. Po raz kolejny będziemy walczyli z pomocą przywoływanych demonów, po raz niekoniecznie kolejny w tej serii robili będziemy to w trybie erpega taktycznego.
Widok
izometr
Walka
turówka
Recenzje
Endex
Autor: Endex
28.05.2014

Bardzo lubię uniwersum Shin Megami Tensei. Jeśli udaje mi się zdobyć jakąś grę, która ma w nazwie te trzy słowa, nie zastanawiam się za bardzo czy warto w to zagrać, bo jestem pewny tego, że jeśli to nie genialna, albo bardzo dobra gra, to będzie co najmniej dobra. W czasie gdy grałem w One Way Heroics, przypadkiem dorwałem Devil Survivor i jak myślicie, co zrobiłem? Jak się pewnie domyślacie, zacząłem w nią grać, ale kogo to obchodzi. Wszyscy wolą wiedzieć czy to dobra gra, a może taka która jednak się nie udała? Odpowiedź będzie w tekście, więc zapraszam do czytania.

Gra opowiada o grupie przyjaciół, którzy trafiają w złe miejsce o złej porze. Nasz bohater, którego nazwiemy jak nam się żywnie podoba, strachliwa dziewczyna imieniem Yuzu i komputerowiec z zamiłowaniem do hakowania, Atsuro, spotykają się w Tokyo w celu odwiedzenia kuzyna naszego protagonisty. Naoya, bo tak zwie się ta postać, nie przychodzi, ale dostajemy od niego COMPy. Jak się spojrzy na ich wygląd, to zauważymy, że to konsole NDS, ale w grze to coś innego. Za ich pomocą, po kilku dialogach przyzwane zostają demony które muszą nas pokonać by zdobyć wolność, zaś z drugiej strony, my musimy je pokonać by przeżyć. Po pokonaniu naszych oponentów, ci mówią nam, że są na nasze usługi. Kiedy walczyliśmy w Tokyo wybuchał powoli istny chaos. Całe miasto zostaje zabarykadowane i Siły Obronne nie chcą nikogo wypuścić. Nie pozwalają ludziom wejść na stację metra, bo rzekomo był wyciek łatwopalnego gazu, co więcej pojawia się coraz więcej demonów. Główny bohater zaczyna widzieć też liczby nad głowami ludzi które oznaczają ilość dni ile jeszcze będą żyć i wtedy też wraz z przyjaciółmi dochodzą do wniosku, że mają problem. Nasza ekipa ma 7 dni na dojście do tego co się dzieje, co się stanie po tygodniu i jakie mają opcje. Gra posiada wiele zakończeń i odblokowanie ich jest równoważne z decyzjami podczas rozmów jak i wysyłaniem mailów po każdym dniu jaki uda nam się przeżyć. Każde zakończenie jest inne, ale nie będę pisał więcej na ten temat by nie zabierać wam radości z odkrywania tej historii. Każdy dialog jaki czytałem, każde sytuacje jakie tu widziałem były angażujące i wciągające jak bagno. Ludzie odpowiedzialni za scenariusz odwalili kawał dobrej roboty.

Sama fabuła staje się lepsza im dalej w grze jesteśmy. Nieważne w którym punkcie historii się znajdujemy nie czuć tu dłużyzn. Gra posiada czasem zaskakujące zwroty akcji których nie opiszę by nie spolerować, a jest co, w końcu gra krótka nie jest. Mi zajęła około 40 godzin i przez ten czas stało sie kilka rzeczy, których się nie spodziewałem.

Żeby opisać cała resztę muszę zacząć od tego, że Devil Survivor jest taktycznym RPGiem. Gra posiada też bardzo prymitywną eksplorację terenu, w formie klikania w nazwę miejsca w które się udajemy, ale nigdy nie widząc jak ono naprawdę wygląda. Wygląd miejscówki można zaobserwować tylko jeśli w danym miejscu będzie jakaś akcja do wykonania. Taka konstrukcja gry może wydawać się dość dziwna, ale muszę przyznać, że naprawdę daje radę i dosłownie po paru minutach się do tego przyzwyczajamy.

System taktyczny gry polega na tym, że jak w prawie każdej grze tego typu, ustawiamy naszych bohaterów na polach jakie nam gra przygotowuje i zaczynamy walkę. Przed zaczęciem możemy też za pomocą naszego COMPa poukładać drużynę, a nawet crackować demony z ich umiejętności. Crackowanie polega na tym, że wybieramy naszą postać i umiejętność jaką może się nauczyć, po czym zaznaczamy demona który ma tą umiejętność. Od teraz nasza postać musi polować i bić demona który ją ma, do czasu aż go pokona. Jak go pokona dostajemy umiejętność którą możemy wykorzystać u naszych postaci.

Sama walka różni się nieco od innych taktyków w które przyszło mi grać. Tutaj podchodząc do wroga nie ma znaczenia np. czy uderzamy go z tyłu. Często w tym gatunku atak z tylu powodował większe obrażenia, ale nie tu. Tutaj podchodzimy do wroga, a rozpoczęcie ataku otwiera okno walki, gdzie pojawia się drużyna wroga i nasza. Każda drużyna liczy sobie 3 postacie, dzieli się na podwładnych i przywódcę, którego najlepiej zabić jako pierwszego, bo wtedy jego drużyna znika. Walcząc atakujemy korzystając z jego słabych punktów. Ataki na słabe punkty są mocniejsze, oraz z odrobiną szczęścia dają nam dodatkową turę. Oczywiście jak to zawalimy, to wróg dostanie dodatkowa turę, a tego byście nie chcieli. Dlaczego to napisałem? Już wyjaśniam. Gra ma wysoki poziom trudności. Naprawdę wysoki, ale walcząc nieraz miałem wrażenie, że ta gra bestialsko oszukiwała. Przykładowo, ja mając 50 poziom, a walcząc z demonami na poziomie 40, atakując demona żywiołem na który jest podatny, zabierałem mu 80HP, a potwór którego statystyki są znacznie mniejsze od moich atakuje powiedzmy lodem, na którego mam odporność +50%, zadaje mi 150 obrażeń. Na oko, mając jakieś 25 punktów do magii u Yuzu, a taki demon o którym pisałem wyżej miał mniej więcej około 18. Takie rzeczy można w grze sprawdzić, bo ma się wgląd w statystyki. Zawsze ktoś może powiedzieć, że potwór mógł mieć pasywa który podnosi jego wartości jak np. ma mnożnik 1.5 do obrażeń dla danego żywiołu, ale ja też takie pasywy sobie zakładałem, więc coś tu jest nie tak, szczególnie z tego powodu, że w kolejnej walce zadawałem już tyle obrażeń ile sobie bym życzył. Tak jakby system obrażeń coś tutaj źle działał. Inny aspekt który jakoś powodował u mnie takie myśli, to debuffy. Ja rzucając debuffy, nawet te wersje które mają wysoką szansę działania, to zadziałały może kilka razy, zaś jak demon rzuca, to działa na mnie często, a co najważniejsze, najczęściej wtedy kiedy mam kogoś wykończyć. Demon rzuca petryfikację i oczywiście, jedyny osobnik w drużynie który zostaje spetryfikowany, a potem rozbity na kawałki to dowódca drużyny. Nie czepiałbym się tego za bardzo, gdyby notorycznie te debuffy nie działały akurat na najważniejszego osobnika w drużynie, w dość ważnym punkcie walki i które zawsze ratowały szefowi tyłek. Coś mi tu po prostu śmierdzi.

Nie będę oszukiwał, że mimo tego jestem rozdarty w tej kwestii, bo dla mnie z jednej strony gra oszukuje, zaś z drugiej, jakby tak nie było, to gra by było łatwiejsza niż Luminous Arc. Jak wielu wie, gry z serii Megami Tensei zawsze były trudniejszymi grami, a trudniejsze gry dają satysfakcję i tu nie jest inaczej, a o to chyba właśnie chodzi, prawda? Satysfakcja po pokonaniu silnego przeciwnika, na takich warunkach, jest wysoka. Walki w tej grze dają jej więcej niż niejedna pełna gra jaka ukończyłem O_O.

Piszę o walce, ale jeszcze nic nie powiedziałem o demonach, a to dość ważna cecha tej serii.

Demonów jest ponad 100 i dzielą się na 20 kategorii. Zdobywać je będziemy na dwa sposoby, które są od siebie zależne. Pierwszy to aukcja na której będziemy licytować demony, albo kupować za większą cenę by ominąć licytację. Kupować je będziemy za specjalną walutę, która nazywa się Macca, którą dostajemy podczas walk oraz po ich ukończeniu. Drugim sposobem, jak to w chyba każdej grze z serii, jest fuzja. Można sobie pomyśleć, że skoro można kupować, to po co łączyć demony. Fuzja ma pewne plusy. Pierwszy jest taki, że na aukcji nie zdobędziemy demonów unikalnych, które są dostępne tylko poprzez fuzję. Drugi to taki, że jak kupimy demona i wzmocnimy go, odblokujemy mu wszystkie pasywne umiejętności jak i te ofensywne, to poprzez fuzję, demon jaki otrzymamy stanie się tylko potężniejszy. Nawet nie myślcie o graniu w tę grę bez fuzji.

Oprawa graficzna nie jest jakimś szczytem tego co można zobaczyć na NDSie, ale jest bardzo dobrze. Areny widoczne z rzutu izometrycznego, które wyglądają jakby były 2D, ale nie do końca są. Widać na nich elementy 3D, a kto wie, może sama arena też jest w 3D. Każda miejscówka w której przyjdzie nam walczyć, różni się od siebie. Same postacie to ruchome sprite’y wykonane bardzo dobrze i bezproblemowo można rozpoznać każdą postać. Każdy z naszych sojuszników ma inny wygląd i swoje indywidualne cechy. Ale do dwóch rzeczy się muszę przyczepić. Pierwsza to ekran walki w którym patrzymy na naszych oponentów. Same demony są świetnie zaprojektowane, ale problemem jest to, że podczas walki, to tylko statyczne obrazki, które nie ruszą się nawet o milimetr. Daje to taki efekt, że czujemy się jakbyśmy nie bili się z czymś żywym, tylko z wycinanką. Nawet najmniejsza możliwa animacja poprawiłaby ten aspekt. Druga sprawa to NPC podczas walki. Czasem będziemy walczyć w obronie słabych, lub z innymi przywołującymi. Tego typu NPCe niczym się nie różnią od siebie. Chyba tylko 4 różne modele zostały tu zrobione, a przydałoby się nieco więcej. W żadnym wypadku nie psuje to gry, ale może komuś to przeszkadzać.

Muzyka w pewnym względzie jest bardzo dziwna. Jest tutaj kilka świetnych kawałków, lecz reszta niezbyt się wyróżnia. Jednak z drugiej strony po przejściu gry doszło do mnie, że przez 40 godzin jakie w niej spędziłem, w ogóle mnie nie nudziła, wręcz umilała czas spędzany przy grze. Chwyciłem się nawet na tym, że odpalam OST na YT i ją sobie regularnie słucham.

No to chyba już czas na podsumowanie, bo nic więcej nie mam do dodania.

Cóż mogę napisać? Jest to świetna i wymagająca gra, która nieziemsko wciąga do ostatniej minuty. Posiada ciekawe postacie i fabułę, oraz wiele zakończeń co jest wielkim plusem. System walki standardowo dla serii jest bardzo dobry, a z powodu poziomu trudności, także satysfakcjonujący. Nic, tylko grać. Daję tej grze 9/10, ale moje serducho, które uwielbia tę serię, chce dać 10/10. Polecam każdemu kto posiada NDS. Jest to jedna z najlepszych gier w jaką można na niej zagrać.


Morrak
Autor: Morrak
14.07.2009

Cykl Megami Tensei jest jednym z trzech najdłuższych cykli wymyślonych przez naszych skośnookich braci. Stał się także jednym z najbardziej
rozpoznawalnych tytułów Atlusa. Bo któż nie chciałby przywołać sobie demona i być sprawcą wszelkiego chaosu, czy też przywołać devę i być strażnikiem
porządku. I na to właśnie pozwalał nam ten cykl. I ten motyw został także wykorzystany w najnowszej odsłonie czyli Shin Megami Tensei: Devil Survivor.

Z niezrozumiałego na początku intra dowiadujemy się, że to nasz bohater będzie miał duży wpływ na losy Tokio. Tak, tak, japońską stolicę czekać będzie Sąd Ostateczny w przeciągu 7 dni i tylko my możemy temu zapobiec. Ale poza zewnętrznymi demonami będziemy musieli się także uporać z demonami w naszym wnętrzu i zdecydować którą ścieżką będziemy podążać. Nie będziemy w tym osamotnieni. Już na początku gry poznajemy naszych najwierniejszych towarzyszy. Są nimi panikująca dziewczyna Yuzu i maniak komputerowy Atsuro. Wszyscy pojawiają się w jednej z dzielnic Tokio na spotkanie z kuzynem protagonisty Naoyą. Jednak nie stawia się on na miejsce. Poprzez Yuzu przekazuje nam 3 specjalne NDS-y, zwane w grze COMP'ami ;), które będą nam niezbędne do przeżycia w tym okrutnym świecie. Od razu po ich rozdziale otrzymujemy emaila o temacie "Laplace Mail". Opisane są w nim wydarzenia, które odbędą się obecnego dnia. Nasi bohaterowie oczywiście nie wierzą, że ktoś mógłby przewidzieć zabójstwo czy też kwarantannę dużej części Tokio. Jednak, gdy po wyznaczonej w mailu godzinie widzą pędzące w stronę przewidzianego miejsca morderstwa, postanawiają to sprawdzić. A w tym czasie Atsuro ma rozpracować zabezpieczone oprogramowanie, które znajduje się w COMP'ach. Na miejscu przestępstwa, obok którego znajduje się mieszkanie Naoya'i, okazuje się, że przewidywania były prawidłowe. Potwierdza to także spotkany przez nas kuzyn, dodając że denat został przy okazji rozszarpany. Po powrocie do Atsuro, dowiadujemy się, że rozpracował on zabezpieczenia w oprogramowaniu. I w tym momencie uruchamia się Demon Summoning Program. A dalej to już wiadomo... tak jak w większości części cyklu pojawiają się demony. Ale dzięki pomocy naszych konsol dajemy im łupnia i są one zmuszone do podpisania z nami kontraktu. I tu można rzec, że kończy się właściwe wprowadzenie do gry. Z kolejnego maila dowiadujemy się, że zostaliśmy właśnie Poskramiaczem Demonów. Ma to oczywiście sporo dobrych stron. Zaczynamy widzieć między innymi dziwne cyferki nad głowami ludzi. Oznaczają one ile dni życia zostało danej osobie. Naszą drużynę oczywiście nie cieszy jedynka, która pojawiła się nad nimi. Innymi bonusami jest dostęp w późniejszym czasie do Katedry Cieni (w której możemy łączyć ze sobą demony), możliwość zakupu demonów na specjalnie przygotowanych aukcjach (oczywiście za znaną z każdej części cyklu makkę), czy możliwość poznawania specjalnych umiejętności z pokonanych demonów.

Co zaś się tyczy dalszej fabuły. Oczywiście wszystkie pozostałe przewidziane wydarzenia się spełniają. Na wyznaczonym kwarantanną terenie zostaje odłączony prąd i następuje całkowite zagłuszenie sieci telefonii komórkowej. A wojsko jako powód tego podaje wyciek toksycznego gazu. Ale nasi protagoniści się tak szybko nie poddają i próbują odnaleźć jakiś słaby punkt w kwarantannie. W tym czasie spotykamy inne ważne dla fabuły postacie: ogarniętą samobójczymi myślami piosenkarkę, jej przyjaciela prowadzącego bar, szefa gangu i jego przyjaciółkę pielęgniarkę, ojca który pragnie zdążyć na operację syna, kapłankę pewnej sekty, praworządnego przyjaciela Atsuro, nastoletnią miłośniczkę cosplay-u i magical girls czy też dowódczynię oddziału specjalnego, który ma przeniknąć na teren objęty kwarantanną. Oczywiście gdzieś tam przewija się także nasz kuzyn Naoya.

Yhh i po tym przydługim wstępie fabularnym można przejść do opisu samej rozgrywki. Można ją podzielić na 3 główne części. Pierwszą z nich jest odwiedzanie różnych miejsc na obszarze gry oraz spotkania z wymienionymi wyżej postaciami. Większość z nich zabiera nam oczywiście cenny czas życia. Bo należy pamiętać, że zostało go nam tyle ile pokazuje licznik nad naszą głową. I to właśnie od tych spotkań zależy w dużej mierze, na które z 6 zakończeń będziemy pracować. Początkowo jest możliwość wykonania wszystkich wydarzeń w danym dniu, lecz im dalej będziemy brnąć, tym więcej z nich będzie się wykluczać. Musimy więc wybierać, które z nich mają dla nas priorytet. By ułatwić trochę przeżycie dostajemy wskazówki w postaci wspomnianego już wcześniej "Laplace Mail". Opisuje on między innymi jakie postacie mogą zginąć. Dzięki temu wiemy także jak my mamy możliwość pożegnać się z tym światem. Wszystkie te prognozy oparte są na modelu prawdopodobieństwa Laplace. Ale jak to z prawdopodobieństwem bywa, mamy szansę by je zmienić. Pewne wydarzenia opisane są dodatkiem "Battle". I to jest druga z głównych części gry. I tu wychodzi pewna różnica w stosunku do większości gier z cyklu Megaten. Walki odbywają się na podobieństwo tych z Final Fantasy Tactics, z niewielką różnicą. Każda z drużyn składa się bowiem z 3 osób. W naszym przypadku z jednego bohatera i 2 towarzyszących demonów. Brak także takich niuansów jak ataki z flanki czy od tyłu.
Jest to druga znana przeze mnie gra z cyklu, która jest RPG-iem taktycznym. I podobnie jak w większości taktyków występuje tu kilka głównych rodzajów misji. Najczęstszym jest oczywiście wymieć każdego z przeciwników. Pozostałymi są: obrona mieszkańców przed demonami (żaden z nich nie może zginąć i muszą podejść do określonego punktu na mapie), wymiecenie przeciwnika w bardzo małym limicie czasowym, pojedynek między drużynami, kto zabije więcej demonów czy też "proste" ubicie bossa.

Oczywiście z bossami nie jest tak prosto jak z pozostałymi wrogami. Zwłaszcza, że cyferka nad naszymi głowami zawsze dziwnym przypadkiem określa ile czasu zostało nam do takiej walki. I to one są głównym powodem frustracji w grze, gdyż są zwykle niesamowicie trudne. Mają oni zwykle po 2 lub więcej ataków w jednej turze oraz najmocniejsze w danym momencie umiejętności. Ale to chyba nie dziwi nikogo kto grał w dowolną z części cyklu. Z pomocą tu przychodzi nam oczywiście lubiany przez każdego grinding. Bez odpowiednich umiejętności czy też dość mocnych demonów oraz bez odpowiedniego przygotowania do takiej bitwy, jej wygranie graniczy z cudem. A dla tych wszystkich osób którym nie jest straszny grinding istnieje jeszcze specjalny mocny przeciwnik. Jest to Lucyfer na 99 poziomie. Walka ta jest dostępna jednak dopiero przy drugim podejściu do gry na New game +. No ale nagrodą za nią jest możliwość sfuzowania pokonanego przeciwnika :). Ostatnim i najmniejszym elementem gry jest odpisywanie na emaile od różnych osób. W ten sposób poznajemy ich podejście do świata w którym się znaleźli. Wydaje mi się, że także odpowiedzi na nie kształtują w znaczny sposób zakończenie, które będzie dane nam oglądać.

Cechą charakterystyczną całego cyklu są oczywiście demony. Do wyboru mamy ich ciut ponad setkę. By jednak wszystkie odblokować, trzeba przejść każdą ze ścieżek, gdyż każda z nich ma przynajmniej po jednym na wyłączność. Co do zaś samego opisu demonów jest on ciut zmieniony w stosunku do tego, który znam z cyklu Shin Megami Tensei /Tego z Persony natomiast za dobrze nie pamiętam/. Zmniejszono liczbę statystyk charakteryzujących. Jest ich tylko 4: siła, magia, wytrzymałość i zręczność. Dodatkowo każdy z demonów ma określone odporności na 6 rodzajów ataków. Może albo być mało odporny, bardzo odporny, może negować wpływ ataku lub też go pochłaniać lub odbijać na atakującego. Im potężniejszy demon tym więcej ma odporności i na więcej czynników. Nowością są natomiast umiejętności pasywne i rasowe każdego z demonów. O czarach czy umiejętnościach podstawowych nie wspominam, gdyż są one standardowe dla większości części cyklu. Choć i tak jest w czym wybierać. Wszystkich umiejętności, zarówno aktywnych jak i pasywnych jest kilkadziesiąt. Jak można się domyśleć część z nich powtarza się na kilku poziomach zaawansowania. Do umiejętności pasywnych możemy zaliczyć między innymi różnego rodzaje odporności, możliwość przeżycia śmiertelnego ataku, możliwość dwóch ataków w jednej rundzie, czy też zwiększenie umiejętności ataku. I właśnie nad doborem umiejętności pasywnych trzeba się najbardziej zastanowić, gdyż demon może posiadać tylko te co zna oraz te które uzyska podczas fuzji. Jednak by móc je poznać musi mieć odpowiednio rozwinięte statystyki. Dlatego jak ktoś nie lubi grindowania, będzie się musiał sporo nagłowić, by spreparować sobie odpowiednie umiejętności pasywne na demonie. Umiejętności rasowe są oczywiście niezmienne i zależą od przynależności demona do grupy. Ich zastosowanie jest rozmaite: od możliwości ataku na dużo większą odległość, poprzez możliwość leczenia ran, możliwości przechodzenia ponad przeszkodami, szybszego ruchu czy też najlepszego na samym końcu odzyskiwania many po każdej skończonej walce. Z doborem umiejętności aktywnych jest natomiast mniejszy problem, gdyż można demona ich uczyć po osiągnięciu odpowiedniego poziomu Magnetite bonus. Jest z tym jednak jeden drobny problem. Ten bonus potrafi się kumulować na postaciach, które już mają odpowiednio wytrenowane demony, które nie potrzebują już zmian. No ale tu też na pomoc przychodzi nam grinding :P.

Co zaś się tyczy samego fuzowania. Mamy do wyboru dwie opcje: albo sami próbujemy coś uzyskać z demonów które posiadamy, dobierając losowe połączenia albo korzystamy z pomocy wyszukiwarki, w której mamy listę wszystkich znanych i prognozowanych demonów. Są w tej wyszukiwarce jednak pewne utrudnienia: widzimy demony tylko na 5 poziomów do przodu, nie widzimy demonów unikatowych, których nie odblokowaliśmy oraz nie widzimy demonów żywiołowych, o ile nie poznaliśmy i sfugowaliśmy demona tego typu niższego poziomu. Jednak sama wyszukiwarka jest bardzo dużym ułatwieniem, gdyż podaje nam wszystkie możliwe kombinacje z których możemy uzyskać danego demona. Możliwość fuzowania daje nam także możliwość podniesienia statystyk ulubionych demonów. Uzyskujemy to za pomocą fuzowania odpowiedniego demona z odpowiednią mitamą. Takie działanie powoduje podniesienie odpowiedniej cechy o 3 punkty. Na koniec wspomnę jeszcze o zdobywaniu poziomów przez demony. Gra niejako wymusza przechodzenie na coraz mocniejsze stworzenia. Spowodowane jest to większą ilością doświadczenia, które potrzebują demony niższych poziomów, przy zdobywaniu kolejnych poziomów doświadczenia. Dodatkowo tak jak już wspomniałem wcześniej słabsze demony mają dużo mniej odporności na poszczególne ataki. Statystyki bohaterów ludzkich niewiele różnią się od demonów. Jedynymi różnicami są umiejętność automatyczna zamiast rasowej oraz neutralne powiązanie z odpornościami na różne ataki. Umiejętności automatyczne można poznać tylko pokonując przeciwników będących ludźmi. A takich możliwości jest niestety bardzo mało.

Co do samej oprawy audiowizualnej większych zastrzeżeń nie mam. To co widzimy podczas walk jest raczej typowym zastosowaniem dla większości gier na nds. Każde miejsce posiada jedne charakterystyczne dla siebie pole walki. Każdy demon znajdujący się w grze ma natomiast ruchomego na planszy ludka oraz nieruchomą ilustrację swojej osoby. Zaś w tle pogrywa nam w miarę przyzwoita muzyczka elektryczno-gitarowa.

Podsumowując, otrzymaliśmy kolejną bardzo dobrą grę z cyklu Megatenu, w którą każdy posiadający konsolę nds powinien zagrać. Jednak osoby, które nie są przyzwyczajone do tego rodzaju poziomu trudności może on odrzucić. Ale jeśli już przeżyjecie konieczny podczas pierwszego przechodzenia gry grinding to na pewno urzeknie was świat shin megami tensei.

p.s. Podczas New game + zachowujemy wszystkie nasze demony z pierwszego ukończenia gry, a także wszystkie nasze pieniążki, odkryte demony, poznane umiejętności oraz wykupione poziomy aukcji. Przepada niestety poziom naszych ludzkich bohaterów. I nie występuje zmniejszające się doświadczenie otrzymywane za pokonanie dużo słabszych stworów.

p.s.2 Gra ma tylko JEDEN slot na zapisywanie stanu gry

Moja ocena: 9/10 (bo wciąga jak odkurzacz;), ale cudem to to nie jest:P)

2 5.0

Obrazki z gry:

Dodane: 15.07.2009, zmiany: 28.05.2014


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?