Ananias Roguelike

Wydania
2017( Steam)
Ogólnie
Uproszczony roguelike (roguelite) z przyjazną oprawą graficzną i... to tyle. Gra dostępna w wersji darmowej, do pobrania oraz w wersji online, lub z dodatkowymi czterema postaciami, do kupienia na Steamie.
Widok
z góry
Walka
turowa
Recenzje
Enialis
Autor: Enialis
11.12.2017

Roguelike to bardzo ciekawy gatunek gier. Cztery podstawowe „prawa” tego rodzaju cRPGów to: grafika oparta na znakach ASCII, ostateczna śmierć bohatera, losowo generowany świat oraz rozgrywka toczona w turach. Z tego też powodu próg wejścia bywa dość wysoki, początki mogą być dla zielonego gracza frustrujące, a interfejs dla kogoś, kto nie pamięta czasów sprzed wynalezienia myszki obcy jak słowo „umiar” dla speców od mikrotransakcji. A gdyby te zasady trochę poluzować?

Ananias Roguelike to uproszczony roguelike (roguelite), który postanowił pójść z duchem czasu i umożliwić sterowanie przy użyciu myszy, zapewniając przy tym przyjemną dla oka oprawę graficzną. Nie jest to produkt zbyt ambitny, stworzony został przez niewielki zespół (zresztą tak jak oryginalny Rogue), jednak czy mimo to warto w niego zagrać? A przede wszystkim, czy realizuje sztandarowe hasło partii „rogalików”: „losing is fun”?

Zadanie jakie stawia przed nami gra nie jest zbyt wyszukane. Ponieważ Potworna Potworność nawiedziła pewną krainę fantasy, wybrany przez nas dzielny śmiałek musi udać się do rozpadliny tytułowego Ananiasa, by po przejściu prawie trzydziestu wypełnionych monstrami poziomów zdobyć jego pierścień, który przywróci radość i pokój królestwu. I, jak można się spodziewać, to tyle, jeśli chodzi o historię. Po drodze będzie można spotkać jeszcze z pięć razy jednego z dwóch bohaterów niezależnych, który nas pochwali za postępy i przypomni wagę naszej misji, ale nie warto oczekiwać niczego więcej. Ciężko mi jednak krytykować fabułę, mimo jej widocznego ubóstwa, w końcu jak sobie to wyobrazić we w pełni losowym otoczeniu? Nie opowieścią ten tytuł wszak żyje.

Wspomniałem o wyborze bohaterów: do dyspozycji mamy dziewięciu herosów, z czego czterech dostępnych tylko dla tych, którzy wydali na ten tytuł prawdziwe szekle w sklepie Steam. Generalnie przedstawiają typowy repertuar erpegowy, ot alchemik, czarodziej, czy paladyn, plus dla lubiących samobiczowanie – pasterz z owcą, który nie umie nic. Do tego garść parametrów wizualnych, jak płeć czy kolor włosów i parę punktów na podniesienie trochę początkowych statystyk. A, jeszcze możemy sobie dobrać zwierzaka, ale nie radzę się do niego przywiązywać – pierwsza bardziej gorąca akcja to jego błyskawiczna śmierć.

No dobra, to w końcu schodzimy do lochu i co, bierzemy się za mordobicie? Cóż, wbrew pozorom nie jest to wcale takie proste pytanie. W przeciwieństwie do wielu innych gier RPG zabijanie potworów daje nam tu dokładnie... nic. Oponenci nie zostawiają przedmiotów, nie obdarowują bohatera punktami doświadczenia, w ogóle logika nakazywałaby ich unikać, gdyby nie to, że inaczej wystawiamy się na ich ataki przy zbieraniu przedmiotów z podłogi, a przejść do kolejnego poziomu lochu możemy tylko, gdy znajdziemy odpowiednią runę. Przyznam, ciekawy to pomysł, jednak od pewnego momentu zaczyna penalizować eksplorację, zmuszając do szukania najkrótszej drogi.

Jak zatem rozwijamy postać? Zbieramy osprzęt o coraz lepszych właściwościach oraz przy zaliczeniu każdego poziomu możemy wybrać jedną z trzech wylosowanych statystyk, która wzrośnie. Do tego mamy alchemię, która pozwala na uzyskanie kilku ciekawych mikstur, zwoje z czarami i voila!, oto cała mechanika. Jest dosyć ubogo, ale jak na format takiej prostej gierki – daje radę. Przynajmniej na papierze.

Co jeszcze jest warte pochwalenia? Na pewno różnorodność potworów. Jest ich zaskakująco dużo, a nie są to zwykłe reskiny, jak w Torchlight, gdzie było z pięć typów wrogów, ale ulepionych z różnych modeli. Monstra zaserwowane nam przez Ananias Roguelike różnią się sposobem ruchu, atakami, specjalnymi zdolnościami, zaskakując niemal do końca gry. Przyklasnąć wypada także za projekty poziomów, które pozwalają pobawić się troszkę bardziej taktycznie, także dzięki temu, że jeśli między herosem a strzelcem stoi jeszcze jeden potwór, to ostrzał jest niemożliwy. Co zatem nie zagrało?

Wiecie, co jest naprawdę fajne w roguelikach? Przy tym całym permadeath, losowości poziomów itd.? Możliwość doskonalenia się i nauki. Jeśli stworzyłem sobie postać, poszedłem do jaskini i zabiła mnie pułapka, to wiem już, jak na nie uważać. Jeśli wybrałem się do jaskini z goblinami, zapędziłem się zbyt głęboko i zostałem skasowany przez komando mrocznych elfów, to mam nauczkę, że bez odpowiedniego sprzętu należy ograniczyć zasięg wypraw w głąb ziemi. I tak dalej, przykłady można mnożyć bez końca, ale chodzi o to, że każda śmierć, mimo iż kasuje postępy, to nie kasuje naszego rzeczywistego doświadczenia z grą. Możemy się doskonalić i eksperymentować, rozgryzać mechanikę i prawidła rządzące światem i za każdym razem, dzięki tej zgromadzonej wiedzy posuwać się o krok dalej. I właśnie dlatego „losing is fun”!

W Ananias Roguelike tego nie ma. Karta postaci jest zbyt uboga, by bawić się w robienie optymalnego builda, nie ma sklepów, jesteśmy w praktyce zdani tylko na przedmioty znajdowane w poziomie. A one są rozrzucane całkiem losowo, więc gdy epicki miecz złamie nam się na łbie demona, to musimy pogodzić się ze zgonem, jeśli mamy do dyspozycji tylko sztylecik. Ale to nie jest wcale najgorsze – największym problemem jest to, że nie można grać magiem ani łucznikiem. Tak, są do wyboru, ale ostatecznie będziesz ich używał jako wojowników. Wszystko dzięki temu, że jako łucznik jesteś zdany właśnie na łaskę RNG, który nie rozdaje strzał zbyt chojnie. Z czarodziejem jest nawet gorzej, bo parę czarów i zium, koniec, czas machać pałką. Tak naprawdę do wyboru są więc tylko dwie postaci: alchemik (bo jemu składniki pojawiają się wystarczająco często) oraz wojownik, reszta to strata czasu lub niewielka dewiacja na temat fightera (paladyn a barbarzyńca). Nie można się też uczyć na własnych błędach, nie można się lepiej przygotować, można jedynie przeć do przodu i modlić się, że znajdziesz coś, cokolwiek!, przydatnego. Właśnie dlatego od połowy rozgrywki nie warto eksplorować poziomów, tylko gnać najkrótszą drogą do wyjścia, byle przejść na kolejny poziom. I w momencie gdy przy odpalaniu nowej rozgrywki wiesz, że tylko od rzutu monetą zależy jak daleko zajdziesz tym i każdym kolejnym razem, gra traci cały swój urok.

Grafika jest w porządku, choć niektóre przedmioty ciężko po rysunku rozpoznać na mapie, jednak zasadniczo jest uroczym pixelartem, przyjemnym w odbiorze. Muzyka... jest. Ale się nie narzuca. Właściwie to nawet lepiej, ja sam puszczałem po prostu w tle jakiś wykład albo podcast. Na interfejs wersji pecetowej nie mogę narzekać, jest prosty i funkcjonalny.

Ananias Roguelike jest ciekawym przykładem na to, jak uproszczenia mechaniki, by uczynić tytuł bardziej przyjaznym potrafią pozbawić go tego, co najważniejsze. Polecam jako zamiennik dla sapera, jeśli słuchacie czegoś i chcecie znaleźć jakieś zajęcie dla swoich rąk. Traktowanie tego jak „poważnego” roguelike’a może szybko znużyć, jedna rozgrywka pozwoli na wypracowanie jedynej słusznej taktyki, a cała reszta zależy już od Fortuny. Lepiej pograć w to na telefonie.

Moja ocena: 2/5


Obrazki z gry:


/obrazki dostarczył Enialis/

Dodane: 14.03.2017, zmiany: 11.12.2017


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?