Lightning Returns: Final Fantasy XIII  (PC)

Lightning Returns: Final Fantasy XIII

Wydania
2015( Steam)
Ogólnie
trzecia część trzynastej odsłony Final Fantasy -twórcy zmienili diametralnie kilka elementów rozgrywki w tym system walki i rozwoju oraz nałożyli dość sztywne ramy czasowe
Widok
TPP
Walka
fazówka
Wydane również na
Recenzje
Cholok
Autor: Cholok
03.01.2016

Podobno FFXIII była grą kontrowersyjną (sam tak pisałem). W takim razie Lightning Returns jest grą eksperymentalną. Na pewno nie nawróci przeciwników tej trylogii, a może zrodzić nowych. Twórcy zmienili diametralnie kilka elementów rozgrywki w tym system walki i rozwoju oraz nałożyli dość sztywne ramy czasowe na grę rpg, której założenia są całkiem odwrotne. Ciągle tykający zegar raczej rujnuje rozgrywkę, aczkolwiek może znajdą się gracze, którym doda to smaczku w postaci rosnącej adrenaliny.

       Fabularnie jest całkiem średnio. Musimy uratować świat! Tfu, nie tym razem. Chaos wdarł się tak głęboko, że świat czeka pewna zagłada. Czasowe zawirowania poprzedniej części spowodowały, że ludzie przestali się starzeć, ale też rozmnażać (choroby i śmierć pozostały). Co można z tym zrobić? Ano problemu nie ma. Stworzy się nowy świat, a ludzi przeniesie. Na taki pomysł wpadł jeden z bogów, jedynie do przeniesienia dusz potrzebował kogoś innego, bo sam nie umiał. Tym kimś została obudzona z kryształowego snu Lightning, która zwabiona obietnicą odzyskania zmarłej siostry zgodziła się. Jako, że w tym świecie żyją nasi znajomi z obu poprzednich części, to w pierwszej kolejności musimy uratować ich. Są to nasze zadania główne.

      Problem w tym, że do końca świata zostało 6 dni, a zegar cały czas tyka. Nie ma czasu na swobodną eksplorację. Zegar nie tyka w czasie rozmów, walki oraz "chodzenia" po menu. Plus jest taki, że możemy ten czas nieco naciągnąć. Wykonywanie zadań pozwoli odepchnąć chaos na kilka dni i wydłużyć rozgrywkę do 13 dni. Istnieje także umiejętność zamrożenia czasu na kilka minut. Niemniej "ostrze czasu" wisi cały czas nad naszą głową. Kluczowe jest zarządzanie czasem, w rezultacie jest czas na wszystkie zadania i jeszcze zostanie na maksymalizację gry, jednak jest cały czas presja. Co się stanie, jeśli nie zdążymy? Game Over, ale od nowa zagramy z plusem, czyli zachowamy rozwój postaci i przedmioty.

       Mamy do dyspozycji 4 duże obszary (2 miasta, dzikie tereny oraz pustynię) i są dostępne od samego początku, więc sami decydujemy o przebiegu rozgrywki. Wykonanie samych zadań głównych pozwoli nam dotrwać do finałowego dnia, ale raczej nie damy rady z pewnej dużej zmiany w rozwijaniu postaci. Jest to duży eksperyment, ale w zachodnich rpgach dość często spotykany. Otóż zabijanie potworów nie rozwija postaci, nie otrzymujemy żadnych punktów doświadczenia, a nasze atrybuty nie rosną. Mimo to należy walczyć, bo dostajemy za to pieniądze, punkty EP (o tych później) oraz przedmioty. Jednak o grindzie nie ma mowy. Z jednej strony to dobra zmiana, bo nie cierpię grindu. Rozwijamy tylko atrybuty postaci, nie ma levelowania. Poprzez wykonywanie zadań pobocznych rosną nasze punkty życia, siła i magia. Nie da rady zignorować tych zadań, ponieważ bez rozwoju nie pokonamy bossów wątku głównego, choć być może da się, ale to raczej wyzwanie dla najlepszych. Mamy dwa typy zadań pobocznych: zadania poboczne i zadania z tablicy (u Chocoliny). Te pierwsze to bardziej rozbudowane (od tych drugich, bo niekoniecznie same w sobie) zadania, bardzo często zależne od czasu i w zasadzie nie mające nic wspólnego z wątkiem głównym. Przykładowo: przyjdź na randkę, ale jutro od 7-11, wysłuchaj mojej opowieści, ale w kawałkach, resztę opowiem ci jutro i pojutrze. Oczywiście nie brakuje tych typu zabij i przynieś. Dodatkowy problemem to dostęp. Postaci pojawiają się o różnych godzinach, podobnie przedmioty (np. te same grzybki w lesie w dzień to inne grzybki niż w nocy). Żeby jeszcze zagmatwać sprawę. Zadania pojawiają się progresywnie, część z nich pojawi się dopiero po wykonaniu innych. Są takie, które możemy zgubić, bo są dostępne tylko pierwszego dnia. Żeby jeszcze bardziej skomplikować grę, to w miastach czy lesie są czasowo otwarte bramy. No i niektóre zadania można zakończyć porażką. Co się tyczy zadań Chocoliny, to typowe zadania z ogłoszenia. Polegają na znalezieniu jakiegoś przedmiotu (wymagają eksploracji) lub na przyniesieniu puli przedmiotów pozostawianych przez potwory (co wymaga intensywnej eksterminacji).

      Trzeci eksperyment to zmiana systemu walki z turowego na zręcznościowy (z pewnymi ograniczeniami). Wbrew pozorom nie pozbawia to tego systemu planowania i strategii. Dalej mamy zapełniający się w czasie pasek ATB, ale nie jest podzielony na segmenty oraz nie ma kolejkowania poleceń. Mamy przyporządkowane 4 umiejętności i ich użycie zmniejsza pasek ATB. Trzeba zwrócić uwagę na bloki, które używa się bardzo zręcznościowo. Cztery polecenia to trochę mało, ale są schematy, które zastąpiły wcześniejsze rozwiązanie. Możemy zdefiniować 3 różne schematy. Schemat składa się z ubioru, oręża, tarczy oraz dwóch akcesoriów. Każdy przedmiot ma oczywiście swoje bonusy (czasem minusy np. zmniejszanie HP). Ważny jest ubiór, bo oprócz pasywnych możliwości ma często przypisane umiejętności. Jest to istotne, bo umiejętności to zdobywane przedmioty, najczęściej na potworach. Umiejętności mają swój poziom, który możemy podnieść (jednak dopiero w późniejszym okresie gry) używając specjalnych kamieni (rzadkich) lub nieco ulepszyć poprzez syntezę. Niepotrzebne umiejętności możemy sprzedać. Samo zmienianie schematów jest oczywiście wizualnie pokazane i tutaj pofolgowano sobie dość ostro. Mamy bardzo dużo strojów, od kusych spódniczek po zbroje samuraja. Daje to też spore możliwości dla DLC. Żeby jeszcze pobawić się w te klimaty udostępniono nic nie dające ozdoby w rodzaju ogonków, tatuaży, mangowych uszu czy okularów. Tego nawet sprzedać nie idzie, ale fabularnie dodano jedno zadanie związane z tymi przebierankami. Z zauważalnych rzeczy: nie ma umiejętności leczących. Jest co prawda Curaga, ale jest to umiejętność związana z EP. Możemy używać mikstur leczących, ale pojemność na wszystkie (!) napoje jest ograniczona do 6-u, później rozszerzona do 10-u. Nie można zginąć. Po pokonaniu możemy uciec z pola walki co kosztuje utratę czasu, więc nie warto (choć na poziome easy nie ma straty). Łatwy poziom daje jeszcze regenerację punktów życia po walce. Ostatnia rzecz to walczymy samotnie z pewnymi wyjątkami.

       Punkty EP to specjalne punkty umiejętności zdobywane po walce, a które możemy wykorzystać w różnoraki sposób. Ich maksymalna liczba jest ograniczona, ale stopniowo zwiększana wraz z progresem fabuły. Pozwala ona na wykorzystanie w walce kilku umiejętności ofensywnych (zamrożenie czasu) oraz defensywnych (curaga, arise). Poza walką też są jest przydatne. Po pierwsze teleport (nie trzeba używać czasochłonnego pociągu), po drugie chwilowe zamrożenie czasu. Jednak punktów EP jest mało, więc trzeba je uzupełniać tocząc walki. Odnośnie walk, przeciwników jest ograniczona ilość. Po wytrzebieniu pewnej ilości osobników danego gatunku wyskakuje mocniejszy wariant Omega. Po jego eliminacji dany gatunek wymiera. Generalnie z tym czasem nie jest tak źle, ale trzeba konkretnie znać zasady gry co za pierwszym razem może stwarzać problem.

       Odnośnie spraw technicznych. Sam port jest sklecony poprawnie. Grafika, oprócz niektórych postaci jest słaba, zwłaszcza w kontekście roku wydania (nawet wersji konsolowej). Mało jest renderowanych filmików, z jakości których słynie Square. Dźwiękowo jest dobrze, ale sporo muzyki użyto z poprzednich części, więc trudno mi ocenić, które kawałki są całkiem świeże. Gra ma nawet ustawienia graficzne (w postaci systemowego menu!), proste wybory, ale zawsze. Z istotniejszych ustawień jest opcja wyboru stałych 30 fps oraz dynamicznych 60 fps. Ta druga wykazuje braki, są częste zrywy, więc lepiej wybrać stałe 30. Pokazuje to też brak optymalizacji gdzie przy takiej grafice gra powinna hulać. Sprawa DLC jest załatwiona, dostajemy od ręki zestaw schematów razem z grą (bez  zestawu Aerith).

       To grać czy nie? Ja tam nie wiem. Ja miałem wątpliwości, ale koniec końców zagrałem i skończyłem, a nawet nie żałuję. Był to eksperyment, może nie do końca udany, ale w końcu nie jest to pełnoprawna odsłona, czasem warto ryzykować. Byłaby to całkiem dobra gra, ale nie uznaję czasówek. Chyba, że to wyścigówka jest. I tak, pamiętam Fallouta, ale to całkiem co innego. Obniżam punktację tylko ze względu na czas.

Moja ocena: 3/5


Obrazki z gry:

Dodane: 16.12.2015, zmiany: 03.01.2016


Komentarze:

Powiem tak gdyby ta gra nie nazywała się Final Fantasy nikt by w to nie grał a oceny byłyby w granicach 6/10


[Gość @ 04.01.2016, 12:49]

Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?