Shadowrun: Hong Kong (PC)

Shadowrun: Hong Kong

Wydania
2015()
Ogólnie
3cia już część dziecka kickstartera
Widok
izometr
Walka
turowa
Recenzje
Nerka99
Autor: Nerka99
22.08.2015

Nie będę kłamać, po zapowiedzi opisywanej dziś gry cieszyłem się jak małe dziecko. Shadowrun: Returns, mimo iż nie spełnił oczekiwań co poniektórych zarzucających mu zbyt wielka liniowość czy krytykujących system gry, mnie osobiście wciągnął jak bagno. Wydane rok później dlc: Shadowrun: Dragonfall (zamienione nieco później w samodzielną grę) naprawiło wszystkie te rzeczy, na które ludzie narzekali, rozbudowując przy tym znacznie grę, sprawiając, że mój uśmiech na twarzy, gdy grałem był jeszcze większy.

Tak więc nie będę oszukiwał siebie ani was, gra już na starcie miała u mnie duży kredyt zaufania i byłem do niej pozytywnie nastawiony. Czy słusznie? Zaraz się okaże.

Fabuła:
Po Seattle i Berlinie tym razem akcja gry dzieje się w nieco bardziej egzotycznych klimatach Hong Kongu.
Grę rozpoczynamy od wiadomości, jaką główny bohater otrzymuje od swojego przybranego ojca Raymonda. Błaga on nas o pomoc i spotkanie w Hong Kongu. Po przybyciu na miejsce zastajemy naszego przybranego brata Duncana wraz z partnerką. Na miejscu umówionego spotkania zamiast ojca zastajemy wynajętych przez niego shadowrunnerów. W czasie rozmowy z nimi atakuje nas policja. Partnerka Duncana i dwójka shadowrunnerów zostają zabici, a my ledwo uciekamy z zasadzki.
Nagle okazuje się, że szuka nas całe miasto i zostajemy uznani za terrorystów. By przeżyć musimy zejść do cienia i rozpocząć nowe życie jako shadowrunnerzy.
Tymczasem w mieście wszyscy mieszkańcy zdają się dzielić wspólny koszmar...
Podobnie jak w poprzednich częściach fabuła to mix sci-fi z solidną domieszką mistycyzmu. Jest bardzo solidna i grając ma się faktyczną ochotę na jej poznanie.

Rozgrywka:
Gra to wciąż ten sam rpg z turowymi walkami w stylu nowego X-coma. Nie będę się tu rozpisywał nad podstawami rozgrywki, a raczej odeślę do moich recenzji Shadowrun: Retuns i Dragonfall.Tu raczej skupię się na nowościach, jakie wprowadzono do systemu:

Po pierwsze w końcu możemy sami zainicjować walkę, gdy tylko widzimy wroga w polu widzenia. Nie musimy już podbiegać do niego na pewną odległość, by rozpocząć walkę. Teraz korzystając z zaskoczenia możemy siekać go z większego dystansu.
Zazwyczaj w rpgach unikam grania magami jak ognia. W Shadowrunie za to fantastycznie gra mi się magicznymi klasami. Tym bardziej cieszy to, że dostali oni lekki upgrade. Shamani mogą przyzywać duchy, które nie są w stanie wyrwać się spod kontroli, a magowie i adepci zyskali dostęp do klasowego ekwipunku podnoszącego statystyki.
Sporym przemianom uległ też matrix. Nie poruszamy się w nim jedynie w turach jak poprzednio. Poza walkami możemy swobodnie po nim biegać, a programy ochronne poruszają się swobodnie po mapie. Widzimy ich „pole widzenia” i niczym w skradankach możemy uniknąć teraz niechcianej walki i przekraść się obok. Dodatkowo doszła minigierka hackująca, w której powtarzamy kilka razy podany ciąg cyfr, a potem wybieramy odpowiednią kombinację znaków na podstawie pojawiających się podpowiedzi.
Nie napisałem tego przy okazji recenzji Dragonfalla, bo wprowadzono to dopiero, gdy gra stałą się samodzielnym dodatkiem, a nie dlc, więc wspomnę o tym teraz: zyskaliśmy też wpływ na rozwój członków naszej drużyny, wraz z rozwojem fabuły możemy wybierać ścieżkę rozwoju danej postaci wybierając jej umiejętności, które będą pasować do naszego stylu.
Warto tu jeszcze dodać, że gra jest ewidentnie większa niż swoje poprzedniczki. Chodzi mi tu o lokacje po jakich przyjdzie nam się poruszać. Koniec więc z nieco klaustrofobicznym hubem z Shadowrun Returns.

Grafika/Muzyka:
Grafika to wciąż ładne ręcznie rysowane tła z postaciami 3d na nich. Zdaje się jednak, że w porównaniu do poprzednich części postaci są znacznie bardziej szczegółowe. Tła są też znacznie bardziej jasne i pastelowe, ale to ze względu na lokacje w jakich przyjdzie nam grać.
Zmieniono również wygląd matrixu. Nie jest już tam tak kompletnie spartańsko jak dotychczas.

Za muzykę w grze odpowiedzialna była ta sama osoba, co przy Dragonfallu. Dostaliśmy więc naprawdę dobrze dopasowany soundtrack tym razem z elementami orientalnymi gdzieś w tle.

W końcu gra nie jest też już niema. Wprawdzie nie mamy jeszcze pełnego udźwiękowienia, ale w kluczowych punktach gry pojawiają się proste animowane scenki z narratorem.

Podsumowując:
Podobnie jak przy poprzednich częściach bawiłem się wręcz znakomicie. Naprawdę nie miałbym nic przeciwko, by co roku wychodziła jakaś część Shadowruna. Zmiany silnika nie są mi do szczęścia potrzebne, 2d jest wieczne i ponadczasowe, a świat gry pasuje mi wybitnie.

Warto jeszcze na koniec wspomnieć o jednej rzeczy: poszczególne części Shadowruna nie są ze sobą w żaden sposób fabularnie powiązane, więc przygodę z serią można rozpocząć od dowolnej części gry.


Obrazki z gry:

Dodane: 22.08.2015, zmiany: 22.08.2015


Komentarze:

Dzisiaj zaczynam. Od poprzednika odrzuciła mnie szeroko pojęta niskobudżetowość i debilny system sejwowania (wiem, później poprawiony), może tym razem będzie lepiej.


[Wielki K @ 13.09.2015, 09:43]

Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?