Space Hack (PC)

Space Hack

Novasphere 13 (D)
Maximus XV Abraham Strong Space Mercenary (UK)
Space Hack La Ultima Biosfera (SP)
Space Hack (PL, FR, CH)
Wydania
2004()
2004()
2004()
2004()
2004()
2004()
Ogólnie
Diablo w kosmosie - tyle że jakieś sto razy nudniejsze. W Polsce wydane przez CDAction jako dodatek do grudniowego numeru z roku 2004. Gierka będzie słynna zapewne tylko z powodu z zamieszania z tytułami - prawie każdy kraj wydania ma swój własny jej tytuł...
Widok
Izometr 3D,
Walka
Czas rzeczywisty
Recenzje
Yoghurt
Autor: Yoghurt
15.03.2005

Nudziliście się kiedyś? Ba, pewno nie raz. Ale czy poznaliście pojęcie PRAWDZIWEJ nudy? Takiej nudy absolutnej, która objawia się spazmatycznymi drgawkami, brakiem koordynacji ruchowej i uczuciem totalnego zwątpienia w logiczność praw rządzących wszechświatem? Cóż, zwykle, gdy ostateczna wizja nicnierobienia się zbliża, wielu szuka jakiejś rozrywki, choćby na siłę. Wielu z nas sięgnie po książkę, inni walną się na fotelu przed telewizorem, kilku zasiądzie przed monitorem i odpali sobie jakąś gierkę.

Ja należę do tej trzeciej grupy. I poznałem, tak jak zapewne wielu z was, oblicze nieuchronnie zbliżającej się apokalipsy, gdy odkryłem, że wszystko, co mam na podorędziu pokończyłem już po 10 razy, a niezobowiązująca zręcznościówka tylko odwlecze nadciągającą nudę na kilkanaście minut.
Wtedy, w akcie desperacji człowiek szuka wyjścia- odejść od kompa, do którego się ledwie przysiadło i zająć się czymś innym? Książki przeczytane, robota wykonana, w telewizji znowu jakaś afera... Nieeee, siedzimy dalej i szukamy, szukamy... Jest! Jakaś giera z czasopisma, klasy B albo i C, ale jednak w nawale hiciorów, które przechodziło się jeszcze kilka dni temu jakoś przemknęła obok nas niezauważona. Szybka instalacja, odpalamy i odkrywamy, że nie jest wcale taka zła i pozwala nam uciec od nudy.

Ale jest też mniej szczęśliwe zakończenie takiej opowieści. Bo oto zasiadamy z jak najbardziej pozytywnym nastawieniem, odpalamy program i... klawiatura kończy swój żywot pod naszymi ciosami wyuczonymi na Street Fighterze, myszką rzucamy o ścianę nie gorzej niż zawodowy miotacz baseballa, a monitor w najlepszym wypadku czyścimy na drugi dzień z naszej śliny, która znalazła się na ekranie w efekcie puszczenia soczystej wiązanki w kierunku autorów gry. Bo nuda po odpaleniu takowej produkcji dopadła nas jeszcze szybciej, niż byśmy chcieli.

Wkurzające to uczucie, gdy dowiadujemy się, ze nasze rzekome wybawienie, nasze światełko w tunelu okazuje się rozpędzonym pociągiem. I recenzowany dziś SpaceHack jest właśnie taką przykrą niespodzianką.
Tak, wiem- niektóre gry są przez producentów przewidziane, jako te, które mają służyć na krótkie, półgodzinne sesyjki, niezobowiązujące, aczkolwiek w pewnym stopniu wciągające. Taki też zapewne miał być omawiany program. I na początku nic nie zapowiada tragedii- ot, chyba tylko zupełny laik erpegowy nie będzie miał skojarzenia "O, Diablo w Kosmosie!". Przez pierwszą godzinkę gry jest nawet zabawnie- biegniemy, siekamy potwory, wracamy do bazy by sprzedać fanty, siekamy, łapiemy poziom, sieczemy, sprzedajemy... Niestety, autorom nie udało się osiągnąć tego, co Blizzardowi wychodzi zawsze genialnie- nie potrafili oni w żaden sposób zainteresować swym produktem na dłużej, nie umieli wykrzesać z gry nawet krzty miodności, która charakteryzowała obie części Diablo.

Rispekt dla każdego, komu zechciało się przejść SpaceHack do końca. Ja nie dotrwałem. Nie dlatego, że był trudny, o nie! On był po prostu cały czas taki sam, mimo godzin, które nieubłaganie mijały a ja miotałem się pomiędzy wyborem "Wyskocz z okna" a "Idź do spożywczego po alkohol i uwal się w trupa", byle tylko nie zgłupieć całkowicie. Bo ile można siec TE SAME potwory (o, przepraszam, zmienia się ich kolorystyka), do tego bronią, która wciąż wygląda tak samo (tyle ze współczynniki wyższe o dwa punkty) i biegać po tych samych trzech typach terenu? Ja nie zdzierżyłem. Już obserwacja rozrostu grzybni na wilgotnej ścianie jest zapewne bardziej konstruktywnym i ciekawym zajęciem.

Wszechogarniającą żądzę zbombardowania napalmem siedziby programistów pogłębia wykonanie. Muzykę da się wyłączyć i wrzucić własny podkład, ale niewiele to pomoże. Odgłosy otoczenia też można wywalić i na pewno wielu tak zrobiło po usłyszeniu po raz czterysta siedemdziesiąty drugi tego samego zestawu pierdnięć i stęknięć, imitujących odgłosy walki. Chyba, że ktoś chce się doedukować- można spisać sobie parę co ciekawszych kwiecistych obelg i bluzgów, które zapewne miały świadczyć o tym, iż gra skierowana jest do dojrzałego odbiorcy.

Co się tyczy grafiki- jest to chyba najjaśniejszy punkt tego programu- trójwymiar ze swobodnym obracaniem kamery może się podobać, ale wrażenie psuje paskudne wykonanie modeli postaci. A potwory, miast przerażać, śmieszą (nie tylko wyglądem kojarzącym się zazwyczaj z krzyżówką dziobaka z jeżem, ale też straszliwymi nazwami typu "koszmarny sekator" czy "okrutny krab").

Wspomniałem o fabule? Nie? Nie dziwcie się, bo nie ma o czym wspominać- historia jest tylko pretekstem do przemierzania kolejnych biosfer i tłuczenia coraz większej ilości dziwacznych wymysłów autorów. Nie wiem, co brali panowie programiści, ale ich twórczość powinna zostać wykorzystana w programie Monaru: "Zażywasz- przegrywasz".

Krótko mówiąc- jeśli szukacie jakiejś rozrywki dla zabicia czasu, instalacja SpaceHacka nie będzie najlepszym pomysłem. Lepszym rozwiązaniem będzie jeżdżenie pierwszym lepszym autobusem od pętli do pętli bez biletu- dostarczycie sobie na pewno większej ilości adrenaliny.

Ocena: 2/10 (Czemu aż 2? Bo nikt nie zmusza nas do grania a odinstalowanie trwa zaledwie kilkanaście sekund).


Obrazki z gry:

Dodane: 22.03.2005, zmiany: 06.01.2018


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?