Front Mission 4

Wydania
2003()
2004()
Ogólnie
Kolejna odsłona serii o wielkich robotach znanej jeszcze od czasów SNES.
Widok
izometr
Walka
turowa
Recenzje
Nerka99
Autor: Nerka99
10.07.2009

Front Mission to seria z wielkimi robotami znana już od czasów Super Nintendo, ale dopiero wraz z erą Playstation doczekaliśmy się oficjalnej wersji w zrozumiałym języku (Front Mission 1 doczekał się fanowskiego patcha). Najwyraźniej część trzecia gry sprzedała się na tyle dobrze, że opisywana tu część czwarta zahaczyła o rynek amerykański. Nie będę ukrywał, że seria jest bliska memu sercu, a i mechy (tu zwane Wanzerami) lubię wyjątkowo mocno. Dość długo przyszło mi czekać na okazję do zagrania w opisywaną dziś grę, bo nie jestem niestety posiadaczem Playstation 2. Wprawdzie od jakiegoś czasu istnieje emulator, który pozwala pograć w masę gier, jednak jeszcze do niedawna bardzo nie lubił się z Front Mission 4. Ostatecznie jednak dane było mi zapoznać się z grą, na którą tak wyczekiwałem i tym samym podzielić się z wami swoimi spostrzeżeniami.

Fabuła:
Akcja gry toczy się w przyszłości, a sama gra zaczyna się od ataku tajemniczej organizacji na jeden z ośrodków badawczych w Niemczech. Naturalnie, jak to w tego typu grach bywa, wszystko prowadzi do wielkiego spisku, o którym wiemy tylko my i musimy zrobić wszystko, by go powstrzymać. Standardzik w tego typu produkcjach, ale trzyma odpowiedni poziom i poznawanie dalszych zakrętów fabuły daje satysfakcję. Co nietypowe i przyjemne to sposób, w jaki poznajemy dalsze etapy fabuły. Oddano nam bowiem do dyspozycji nie jednego, a dwóch bohaterów głównych, rzuconych na przeciwległe końce świata, których to losy będziemy poznawać równocześnie. Pierwszy z bohaterów, a raczej bohaterka to Elsa, sympatyczna francuzeczka, świeży nabytek pseudo-militarnej organizacji Durandal, wysłanej do zbadania incydentu w Niemczech. Drugi bohater to Darril, żołnierz w dżungli na końcu świata. Wraz z dwoma przyjaciółmi odnajduje on we wraku samolotu skrzynie pełną złota, jak się okazuje należącą do lokalnego dyktatora. Niewiele myśląc dezerterują próbując się zmyć wraz ze złotem. Jak to w takich przypadkach bywa losy głównych bohaterów w pewnym momencie się łączą (choć twarzą w twarz się nie zobaczą) i razem dążą do wspólnego celu.

Rozgrywka:
Gra to typowy przedstawiciel gatunku sRPG. Mamy tu więc walki prowadzone w turach poprzedzone pogaduchami i zakupami. Nie ma chyba większego sensu zagłębiać się w mechanikę gry, gdyż każdy sRPG jest mniej więcej podobny, a każdy odwiedzający stronę jak nie grał, to przynajmniej wie (mam nadzieję) „z czym to się je”. Zamiast zagłębiać się w podstawy systemu wymienię te kilka zmian w stosunku do poprzednich części, by znający serię wiedzieli czego się spodziewać. Po pierwsze zniknęła najbardziej bezsensowna rzecz z części 3ciej: wysiadanie z Wanzera. Nie mam nic przeciwko wysiadaniu i poruszaniu się na piechotę jako takiemu, ale dobijał fakt, że ludzie w FM3 byli najwyraźniej z tytanu, bo starcie człowieka z Wanzerem często miast natychmiastową śmiercią kończyło się jedynie utratą kilku punktów HP tego pierwszego. Druga widoczna zmiana to system skilli. W FM1 zdobycie skilla było co najmniej losowe i bardzo rzadkie (nigdy jakoś nie miałem sił wgłębiać się w tajniki systemu skilli w FM1); w FM3 skille były przypisane do danej części Wanzera. Teraz skille przypisane są do pilota, co jest rozwiązaniem dość przyjemnym, bo od razu widzimy (mniej więcej) jakie skille posiadamy i możemy sobie rozplanować rozwój bohatera zamiast bawić się częściami i zdobywać niepotrzebne dla danej postaci umiejętności (jak miało to miejsce w poprzedniczce). Do tego doszedł system ataków wiązanych w których możemy zaatakować jednego przeciwnika np. trzema jednostkami naraz.

Wspomnę na koniec o chyba najistotniejszej zmianie w stosunku do poprzedników: poziomie trudności. Jest on po prostu za wysoki. Zapomnijcie o miłych prostych i przyjemnych misjach z poprzednich części. Tu większość to droga przez piekło. Nie dość, że misje bywają długie, to do tego przeciwnicy są znacznie liczniejsi, często lepiej wyposażeni i dodatkowo jeszcze wspierani np. przez działa. Do tego dorzućmy fakt, że zdarzają się misję, w których np. nie możemy pozwolić umrzeć żołnierzom dorzuconym nam na czas trwania danej misji... może i nie byłoby to problemem gdyby nie fakt, że posiadają oni wtedy wyposażenie o jakieś 3 kategorie słabsze niż wszyscy inni. Powiem wprost, gdyby nie fakt, że grałem na emulatorze i mogłem od czasu do czasu skorzystać z pomocy SaveState, zapewne rzuciłbym grę w diabły zanim dobrnąłbym do 1/3 rozgrywki.

Grafika/Muzyka:
Trochę ciężko mi się tu wypowiadać. Nie grałem w zbyt wiele gier na Playstation 2, ale grafika we Front Mission 4 podobała mi się wyjątkowo. Każda część Wanzera ma swój unikalny wygląd. Każda nowsza broń różni się od poprzedniczki. Tła są fajne, a animacje dobrze oddają fakt, że sterujemy wielkim mechanicznym robotem. Animacje starć też są świetne. Kamera zmienia swe położenie przy każdym ataku, do tego widoczne są uszkodzenia poszczególnych elementów Wanzerów, sam miód.

Do udźwiękowienia też nie mam żadnych zastrzeżeń. Odgłosy walk i poruszania się naszych Wanzerów są ok. Dodatkowo zostaliśmy uraczeni nagranymi kwestiami dialogowymi (nie wszystkimi). Słucha się przyjemnie. Aktorzy wykonali dobra robotę i poznając nowego bohatera już po akcencie możemy stwierdzić jakiej jest on narodowości.

Podsumowując:
Czy w grę warto zagrać? Zdecydowanie tak, lecz niestety trzeba liczyć się z tym, że dostarczy masę frustracji związanych z (miejscami) przegiętym poziomem trudności. I gdyby nie ten fakt, gra dostałaby u mnie pełną notę, a tak pamiętny tych wszystkich nerwów i bluzgów puszczonych podczas gry czuje się zobowiązany obniżyć notę jednocześnie zaznaczając, że mimo tego gra jest warta świeczki.

Ocena: 4


Obrazki z gry:

Dodane: 11.07.2009, zmiany: 21.11.2013


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?