Atelier Ayesha: The Alchemist of Dusk

Ayesha no Atelier: Tasogare no Daichi no Renkinjutsushi (JAP)
Wydania
2012()
2013()
Ogólnie
Pierwsza gra z olbrzymiej alchemicznej serii Atelier w postapokaliptycznym świecie. Twórcy wystraszyli się chyba własnego pomysłu, ale rezultat ich pracy do przyjęcia
Widok
TPP
Walka
turowo-fazowa
Recenzje
Astarell
Autor: Astarell
01.01.2017

Fabuła Atelier Ayesha: The Alchemist of Dusk (PS3) nie posiada żadnych związków z poprzedniczkami, więc bez problemu można z marszu zabrać się za grę. W świecie próbującym zebrać się do kupy, po mgliście zarysowanej katastrofie nazywanej tutaj Dusk, w pracowni, na odludziu mieszka młoda i śliczna zielarka imieniem Ayesha. Jej życie do skomplikowanych nie należy, przeważnie pichci lekarstwa na zamówienie a w wolnych chwilach odwiedza grób zaginionej w tajemniczych okolicznościach siostry - Nio. Pewnego dnia spotyka tam dziwnego, starszego mężczyznę. Rozmowa jest wstrząsająca, dziewczyna ma tylko trzy lata na odnalezienie siostry, inaczej ta zniknie na zawsze. Jedyna szansa to zgłębienie tajników starożytnego rzemiosła alchemicznego. Mimo nikłego doświadczenia Ayesha pakuje manatki, zabiera ze sobą krówkę i rusza w świat poszerzać wiedzę w celu ratowania Nio.

Opowieść tradycyjnie należy do gatunku tych lżejszych, więc odpoczniemy nieco od epickich przygód, zajmując się sprawami bardziej przyziemnymi. W sumie wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jeden fakt. Twórcy postarali się, by wykreować nawet klimatyczny i wielce obiecujący świat, lecz niestety zaprzepaścili potencjał własnego dzieła. Przygody Ayeshy dzieją się w oderwaniu od historycznego i społecznego tła, nie ma ono żadnego wpływu na wątek główny, a ponadto zostało zbyt delikatnie nakreślone. Wiele spraw musimy sobie sami dopowiadać, śledząc trzeciorzędne rozmowy napotykanych osób, bądź przeglądając znalezione afisze. Przypomina to trochę Resonance of Fate, ale tam taki pomysł jakoś lepiej się sprawdził. Wprawdzie to dobrze, iż chciano przydać produkcji nieco głębi, lecz zabrano się do tego zbyt nieśmiało (albo budżet był zbyt ograniczony). Zresztą Ayesha i większość poznanych przez nią przyjaciół nie mają już takiego uroku jak bohaterowie serii Arland. Ogólnie rzecz biorąc chciano stworzyć całkiem nowe uniwersum, lecz jak widać nie wszystko poszło według planu.

W porównaniu do poprzedniej trylogii zastosowano nowy, bardziej efektowniejszy silnik graficzny. Oczywiście wciąż wykorzystuje on tylko cześć mocy konsoli, ale progres jest naprawdę spory. Widać to zwłaszcza po modelach postaci głównych bohaterów posiadających olbrzymią liczbę detali. Wizualizacje ataków specjalnych również potrafią rzucić na kolana. Otoczenie wprawdzie nadal prosi się o większe urozmaicenie, ale to niedociągnięcie niweluje bursztynowo-złocista atmosfera wiecznego zmierzchu, która wywołuje dziwne ciepło w sercu i uczucie przemijania. Nowa ścieżka dźwiękowa zmienia całkiem klimat serii: z wesołego na melancholijny, aczkolwiek zachowano starą obsadę kompozytorów i aktorów. Niestety tym razem nie ma do wyboru japońskiego dubbingu, aczkolwiek zostało to poprawione w wersji na PS Vita. Mimo pewnej zadumy podoba mi się fakt, że świat gry wcale do smutnych nie należy. Napotkane postacie nie siedzą na tyłkach wyczekując gorzkiego końca tylko biorą życie takie jakie jest za rogi. Wciąż wyczuć można w nich nadzieję, co jest całkiem budujące.

Eksplorację nadal prowadzimy po staremu wykorzystując mapę świata. Odnośnie pozyskiwania składników i potyczek niewiele się zmieniło, odnośnie tych ostatnich nadal mamy tryb turowy, chociaż postacie mogą przesuwać swoją pozycję na polu walki, co umożliwia zajście wroga od tyłu, by zadać mu większe obrażenia, bądź wycofać się z pola rażenia jego ataków bądź czarów Oczywiście nasi wojacy również mogą oberwać po plecach od przeciwników, a ich umiejętności też maja ograniczony zasięg. Nadaje to jednak starciom pewnej głębi i taktycznego zacięcia porównaniu do tępej łupaniny z poprzedniej trylogii Podczas zbierania, zwiedzania i alchemii należy wciąż się liczyć z upływającym czasem.

Odnośnie samej alchemii zasada pozostała wciąż ta sama - łączymy w kotle dwa składniki/przedmioty według przepisu, by otrzymać coś nowego, lecz tym razem mamy większe możliwości decydowania o właściwościach i ilości danego produktu poprzez odpowiednie dawkowanie katalizatorów. Początkowo jednak ciężko rozeznać się w tym systemie, co potrafi sfrustrować, ale w zamian dostajemy szeroki wachlarz naszych poczynań. W ramach urozmaicenia ciekawym pomysłem jest szukanie zadań pobocznych pośród mieszkańców miast obecnych w grze. Dzięki czemu mamy powód do częstszego ich odwiedzania, zamiast siedzieć w miejscu i przeglądać suchą listę. Oczywiście w wolnych pogłębiamy także nasze relacje z przyjaciółmi.

Jak przyznał sam producent gry – Yoshito Okamura pewną inspiracją dla Atelier Ayeshy była seria Fallout. Cóż, ostatecznie nie dostaliśmy alchemika w postnuklearnych klimatach, ale atmosfera apokalipsy jest odczuwalna. Szkoda, że twórcy trochę olali temat, a mogło być naprawdę ciekawie. Mimo wszystko tytuł nadal stanowi łakomy kąsek dla miłośników atelierów oraz dobry początek, dla osób nowych w temacie.


Obrazki z gry:

Dodane: 21.11.2013, zmiany: 01.01.2017


Komentarze:

Muzyka jest zdecydowanie najlepsza z Atelierów na ps3, w które grałem. Motyw główny jest naprawdę epicki. Atelier Shallie też bardzo dobre muzycznie, chociaż oczko niżej mimo wszystko.


[mziab @ 10.11.2017, 22:19]

Fabularnie najlepsza i najciekawsza ze wszystkich Atelier na ps3 i ps4. Podobnie jest z muzyką.


[Gość @ 10.11.2017, 00:16]

Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?