Etrian Odyssey II: Heroes of Lagaard (Nintendo DS)

Etrian Odyssey II: Heroes of Lagaard

Sekaiju no Meikyuu 2: Shoou no Seihai (JAP)
Wydania
2008()
2008()
Ogólnie
Dungeon crawler w wydaniu kieszonkowym, z ciekawą możliwością rysowania własnych mapek za pomocą stylusa. Część druga to powtórka z rozrywki, wszystko jest niemal takie jak było w jedynce.
Widok
fpp
Walka
turówka
Recenzje
GB
Autor: GB
19.06.2009
Chciałem uwierzyć. Lata temu, kiedy światło dzienne ujrzała strzelanina w świecie Warhammera 40k, nie mogłem przyjąć do wiadomości, że możliwe jest skopanie tak płodnej koncepcji. Żadna negatywna opinia nie była w stanie mnie odwieść od skosztowania potrawy co ją "Fire Warrior" zwano. Ostatecznie wysiedziała w czytniku z 30 minut zanim doszła do mnie świadomość zaślepienia w bezpodstawnej wierze. Historia lubi się powtarzać. Niecały rok temu dałem się wykorzystać kiepskiemu, w ostatecznym rozrachunku, rpgowi na NDS - Etrian Odyssey. Zgwałcone zostało moje marzenie o grze powracającej pod względem klimatu do pierwszej połowy lat 90, ale w oprawie godnej XXI wieku... Niestety, duchem cofnięto się aż do lat 80 omijając wszelkie dobrodziejstwa postępu w elektronicznej rozrywce. Nie wyciągnąłem nic z tej brutalnej lekcji. Druga część Etrian Odyssey w prasie zebrała wyższe noty niż prekursor, budząc tym samym moje pragnienie po raz kolejny. Nie zostało ugaszone. Dlaczego??

Znowuż do czynienia mamy z przedstawicielem popularnych w swoim czasie "labiryntówek". Przed drużyną (złożoną z pięciu postaci i potrafiącą obracać się tylko o 90 stopni) czeka 30 poziomów najeżonych, toczonymi w turach, losowymi starciami. Zwiedzanie kolejnych etapów powiązane jest luźno namiastką fabuły, w której bez większych trudności odnaleźć można kalkę wykorzystanych już n-razy (marnych) pomysłów. Ostatecznie i tak wszystko bez większej finezji zmierza ku starciu z Super-Duper Bossem. Ale to co czeka nas po drodze to prawdziwa orka na ugorze.

Koncepcja gry, tak jak poprzednio, nie jest najgorsza. Rozwój postaci sprawia wrażenie skomplikowanego, a spora ilość klas pozwala na przeróżne kombinacje z drużyną. Do tego podziemia, podzielone na 6 "światów" różniących się między sobą znacznie wystrojem i zamysłem, powinny zapewnić ciekawą eksplorację na długie godziny. Nie można też narzekać na braki w szerokim wachlarzu sprzętu i przyodziewku. Niestety lokomotywa tych pomysłów rozbija się na betonowej ścianie skopanej mechaniki - do tego zbrojonej wieloma absurdami. Moim największym zarzutem wobec Etrian Odyssey 2 jest pozorna głębia systemu. W istocie mechanikę można porównać do rzutu kamieniem do wielkiego, acz płytkiego jeziora. Wybór GDZIE rzucić jest faktycznie niemały, gdziekolwiek jednak kamień by nie upadł prędko osiągnie DNO.

Największym dylematem jest dobór klas do drużyny gdyż ilość grywalnych (!) kombinacji faktycznie robi wrażenie. Jednak już z gotową ekipą wpadnięcie w schematy nie zajmuje wiele czasu. Od 20 poziomu doświadczenia starcia do końca gry nie wypadają z wyrytej koleiny. Nie ma większego znaczenia czy będziemy walczyć z potworem np. o dużej odporności fizycznej na 8 czy 24 etapie podziemi. Opcje zagrań (dla danej drużyny) zawsze będą podobne i sukces będzie jedynie zależny od dozy szczęścia i statystyk postaci. Wszystko to jeszcze pod warunkiem, że nie wpadniemy na liczne pułapki zastawione w drzewku umiejętności. Obok całkowicie beznadziejnych zdolności potrafią kryć się prawdziwe perełki. Oczywiście, większość gier rpg wymaga przestudiowania, choćby po łebkach, możliwości jakie daje system, a także posiadania przynajmniej podstawowej koncepcji rozwoju. Niestety tutaj zbyt często można skończyć z kilkunastoma punktami wpakowanymi w "czarną dziurę" - czyli zagrania, które nie zostaną wykorzystane ani raz w czasie całej gry. Dobrym przykładem jest tutaj "CPR" medyka (po naszemu RKO :>:>), która z czasem okazuje się być kapitalnym posunięciem, kiedy część graczy może zostać zwabiona beznadziejnym ofensywnym "Caduceusem".

Wraca też problem natury kartograficznej. Prawdziwym novum w pierwszej części miał być pomysł ręcznego uzupełniania mapy. Mimo, że po kilku levelach podziemi gracz marzył już o jakiejkolwiek pomocy w nakreślaniu ścian, twórcy nie wycofali się z tej nietrafionej idei wykorzystania ekranu dotykowego. Osobiście pod koniec gry olałem zatrzymywanie się co parę kroków w celu skrzętnego dodania nowych elementów, na rzecz bardzo staromodnego wysilania pamięci.

Nie odrzucono też całkiem nielogicznego systemu nagród. Zagrożenie ze strony potworów najczęściej jest nieadekwatne do potencjalnych korzyści. Punkty doświadczenia zyskane na przeciwnikach stanowiących śmiertelne zagrożenie są żałośnie niskie, a przyrost finansowy minimalny (jedynie w formie trofeów). Do tego trzeba dołożyć koszmarne premie za poboczne questy. Wartość nagrody za fatygę potrafi ledwo przekroczyć opłacalność całej wyprawy.

Nie można zapomnieć o FOE, czyli horrendalnie trudnych przeciwnikach, którzy występują na mapie w formie pomarańczowych bądź czerwonych kulek. Cały "myk" polega na tym, aby ich nie zaczepiać za wcześnie, co sprowadza się do gry w kotka i myszkę po tunelach podziemi. Zbyt wczesna próba zdobycia trofeum takiej bestii najczęściej kończy się pożarciem drużyny w drugiej rundzie. Nie mam nic przeciwko wysokiemu stopniowi trudności w grach rpg - niestety w tym wypadku sprowadza się to jedynie do agresywnego grindowania. A jest ono na każdym kroku - nabijanie leveli, nabijanie trofeów aby cokolwiek zarobić, ciągłe wyprawy w te same rejony po materiały przynoszące jako takie zyski. Jest to mantra, którą graczowi przyjdzie powtórzyć setki razy zanim wreszcie wgniecie w ziemię ostatniego bossa. Warto podkreślić, że gra w czystej swojej postaci nie oferuje nic więcej ponad te wymienione wyżej elementy.

Może ktoś uznać, że moim największym zarzutem wobec Etrian Odyssey jest jej nakierowanie na niszową grupę graczy tzw. "hardkorowych". Charakteryzują się całkowitym oddaniem tytułom przesadnie trudnym, odgrodzonym drutem kolczastym od wzbudzającego u nich pogardę terminu "casual". W tym zacietrzewieniu i wyraźnym stawianiu granic są w stanie cofnąć się w rozwoju elektronicznej rozrywki o 20 lat, aby tylko mogli pokazać jak serio traktują swoje obowiązki gracza. Istota problemu leży w wyjściu rpg-ów z podziemia (hm..). Aktualnie ten gatunek jest jednym z najpopularniejszych, co sprawia, że utracone zostało poczucie "elitarności". Muszę przyznać, że twórcom najlepiej wyszło właśnie wykorzystanie w hardkorowcach ich zdesperowanej potrzeby dowartościowania się. Widać to w licznych chałupniczych recenzjach pełnych peanów nad powrotem do korzeni (?). Przy tym wszystkim zapomniano o drobnym fakcie, że gra, która zbliża się monotonnością do pracy w fabryce kabli przestaje być rozrywką! Porównanie Etrian Odyssey II do takich klasyków jak Eye of Beholder czy Might and Magic (III, IV lub V) wychodzi na korzyść tych sędziwych, nieśmiertelnych tytułów.

Jak widać, od pierwszej części szkielet rozgrywki pozostał niezmieniony. Na plus znowu należy odnotować ciekawą kreskę i dobrą oprawę dźwiękową... Jednak w sumie nowy labirynt, bestiariusz i kilka klas, razem stanowią marny powód, aby powtarzać nudną wyprawę po której pozostaje jedynie wrażenie koszmarnie zmarnowanego czasu. Ostatnio Etrian Odyssey zostało słownie ubiczowane niską oceną 5/10, nie widzę też powodu dla którego jej potomek nie miałby otrzymać sprawiedliwej kary - w takim samym wymiarze.

Moja ocena: 5/10


Obrazki z gry:

Dodane: 21.06.2009, zmiany: 21.11.2013


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?