Fire Emblem: Heroes of Light and Shadow (Nintendo DS)

Fire Emblem: Heroes of Light and Shadow

Fire Emblem: Shin Monshou no Nazo Hikari to Kage no Eiyuu (JAP)
Wydania
2010()
2012()
Ogólnie
Jeszcze jedna część doskonałem serii taktycznych erpegów. Tytuł wydany oficjalnie tylko po japońsku, ale dzięki grupie zapaleńców- przetłumaczony fanowsko na język angielski.
Widok
izometr
Walka
turówka
Recenzje
Judas
Autor: Judas
13.01.2013
Gramy dalej...
W bieżącym odcinku zaliczamy spektakularny powrót sagi Fire Emblem.
Chociaż dzisiaj opisywana pozycja stanowi remake pozycji z Super Famicoma, czas spędzony przy Fire Emblem:HoLaS będę wspominał bardzo, bardzo ciepło. Tytuł ten jest nie tylko remake'm ale jednocześnie kontynuacją przygód przypomnianych w Fire Emblem: Shadow Dragon. Ten ostatni otrzymał bardzo skrajne noty, zarówno od graczy, jak i krytyków. Zarzucano mu brak głębi bohaterów, nieprzemyślane zbalansowanie (a raczej jego brak) postaci itp. Zachęcam do lektury recenzji autorstwa niejakiego GB.

Sam zaliczam się do grona entuzjastów serii, wady Shadow Dragon nie przeszkadzały mi w rozgrywce... Zaś większość z nich wyeliminowano przy okazji opisywanej dziś gry.

Już początek gry zapowiadał, że autorzy próbowali wyzwolić się nieco ze schematów serii: szok być może największy - możliwość rezygnacji z permadeath... Tak, jednym wyborem możemy sprawić, że postaci, które zginą na polu walki pojawią się na rozkazy gracza na początku następnego chapteru. Przyznam, że jako fan serii odebrałem tę opcję jako policzek i nie skorzystałem;). Obiektywnie patrząc jest to miły gest w kierunku bardziej "casualowych" graczy, których stopień trudności zniechęcał do grania.

Głównych bohaterów jest właściwie dwóch - oczywiście Marth, oraz postać, którą w dużej mierze sami sobie tworzymy, Wybierając jej wygląd, płeć i pośrednio wpływając na początkowe statystyki. Zgodnie z przesłaniem gry (oprócz zwycięzców-bohaterów, których wychwalają następne pokolenia w pieśniach, o losach świata decydują często bezimienni wojownicy) - wykreowana przez gracza postać staje się numerem jeden, w każdej dziedzinie. W pewnym sensie jest bezimienny (bądź ma wiele imion - nadawanych przez graczy), a dzięki "kustomizacji" to właśnie on stanowi niejako alter ego gracza.

Hmm... rozpędziłem się nieco, a czym właściwie gra jest? To RPG taktyczny z bogatymi tradycjami. Gracz dysponując niewielką armią zróżnicowanych bohaterów dąży do (w zdecydowanej większości rozdziałów) wyeliminowania wrogów i "zajęcia" konkretnej lokacji. Jak wspomniałem gra jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z gry FE: Shadow Dragon. Okazuje się, że pokój i harmonia nie trwały specjalnie długo. Niepokojące wieści z zaprzyjaźnionego królestwa sprawiają, że książę Marth, wraz z grupką wojów (w tym świeżymi rekrutami) wyrusza z ukochanej ojczyzny. Wkrótce próbie poddane zostaną dotychczasowe sojusze, lojalność i zwykła ludzka przyzwoitość.

Przyznam się do czegoś: grając w Shadow Dragon nie lubiłem... Kojota... jakbym coś przeczuwał;).
Nie wdając się w dalsze szczegóły oraz nie chcąc psuć zabawy z samodzielnego poznawania zakrętów fabuły napiszę tylko, że obecna krucjata rzuci drużynę w najdalsze zakątki znanego (i nieznanego) świata, zaś ostateczny sukces poprzedzi konieczność mozolnego odzyskiwania podbitych ziem. Powiem jeszcze, że mniej więcej w połowie gry dowiadujemy się czym tak naprawdę jest tytułowy Fire Emblem...

...dla tych którzy jeszcze pozostali...
Przyznam, że nie liczyłem, że dane mi będzie zagranie w tę odsłonę serii. Nie wiem co powodowało twórcami (słaba sprzedaż FE:SD?), że nie zdecydowali się na oficjalne wydanie gry w cywilizowanej części świata;), faktem jest, że prawie straciłem nadzieję. Kiedy jednak ostatecznie (i nieco z zaskoczenia) pojawiła się łatka tłumacząca - nie rzuciłem się od razu na grę, mimo iż zajęty innym "projektem".

Skoncentrujmy się na poszczególnych elementach gry.
Zgodnie z tradycją serii do dyspozycji gracza oddano naprawdę sporo grywalnych postaci. W pewnym momencie przestałem liczyć ilu członków ma aktualnie moja drużyna, jest ich tak wielu. Ta klęska urodzaju sprawia, że niekiedy naprawdę ciężko wybrać aktywny skład - u mnie szanse dostawali bohaterowie... sympatyczni. Nie wyglądasz fajnie - nie ma cię w drużynie;). Zdarzało mi się powtarzać chaptery, bo niedoszły sojusznik zginął atakując przedwcześnie któregoś z naszych osiłków.
Wielu bohaterów powraca z wcześniejszej części sagi, często jednak nie mieli okazji, by stać się (tak jak w Shadow Dragon) kluczowymi postaciami. Czasem przyłączają się do drużyny bez ingerencji gracza (w trakcie rozgrywania danego chaptera), nieraz spotykamy ich w szeregach wroga i dopiero rozmowa z takim delikwentem przeprowadzona właściwym bohaterem pozwala nakłonić go/ją do zmiany barw. Niekiedy zdarza się, że wojownika spotkamy (i przyłączamy) odwiedzając budynki widoczne na mapie.
Przed walką możemy zmienić klasę prawie każdej z postaci. Patent zastosowany bodaj już w Shadow Dragon sprawdza się lepiej, ze względu na lepsze zbalansowanie współczynników postaci (przede wszystkim tych niewidocznych, związanych ze wzrostem statystyk podczas awansu na wyższy poziom doświadczenia). Dzięki odpowiednim przedmiotom (głównie Master Seal) postać może zostać "promowana" - zyskując bonusy do statystyk i nową klasę.
Więcej o postaciach dowiadujemy się z menu rozmów, toczonych przed każdym chapterem. Poznajemy zwykłe, codzienne troski poddanych nam wojowników, ich zajęcia i marzenia. Dzięki tym rozmowom poznajemy także tło historyczne, geopolityczne. Wpływają też na "bliskość" bohaterów, co z kolei przekłada się na ich statystyki i wzajemne oddziaływanie na placu boju. Wspomniane rozmowy bywają zabawne, patetyczne i wzniosłe. Czyli wszystko jak w dobrym japońskim RPGu;).

Oprócz powyższych możliwości mamy tez opcję "co słychać" - z zapełniającym się licznikiem czasu. Korzystając z niej dowiadujemy się na przykład, że postaci przez trening zdobyły kilka punktów doświadczenia albo znalazły cenny (lub nie) przedmiot.

Przy okazji uspokajam jednak - stopień "rozgadania" postaci jest wciąż bardzo, bardzo niewielki, jeśli porównujemy do takiego chociażby Langrissera 2;).

Z poziomu menu głównego mamy dostęp do miniencyklopedii, pozwalającej na jak najpełniejszą immersję ze światem gry.

Standardowo do dyspozycji gracza oddano zbrojownię, gdzie można sprzedać zdobyte w boju lub po prostu zbyteczne uzbrojenie. Za odpowiednią opłatą można ulepszyć już posiadaną broń, jest to dość drogi interes, jednak taki oręż czasem może zadecydować o losach bitwy. Ach tak, w zbrojowni można też uzupełnić braki w uzbrojeniu (wydawać by się mogło - oczywiste), jednak jedynie w podstawowym zakresie. To z kolei sprowadza się do tego, iż z tych zasobów korzystać będziemy co najwyżej w początkowych partiach gry.


...dla tych kilku osób na sali...
Hmm...A co słychać na polu bitwy? Boje rozgrywają się co do zasady na otwartym terenie, czasem jednak potyczki przenoszą się do pomieszczeń zamkniętych. W tych ostatnich zadanie ułatwia posiadanie złodzieja (notabene - podobnie jak podczas sesji z Shadow Dragon - mój złodziej Julien, dzięki treningom i niezłym statystykom, był jednosktą trudną do wyeliminowania, dzięki czemu stał się pełnoprawną częścią zespołu nie tylko do zadań specjalnych) - który otwiera zamknięte drzwi bez konieczności posiadania kluczy, oraz potrafi dobrać się do skarbów zamkniętych w skrzyniach.
Na polu bitwy wciąż funkcjonuje "trójkąt oddziaływania" broni (jak to ładnie określił GB w swojej recenzji - "militarne kamień, papier i nożyce". Ponadto jednostki latające w szczególny sposób narażone są na ataki łuczników i innych broni miotanych. Także uwarunkowania terenowe wpływają na losy starć. Natomiast przeciwnicy z zamiłowaniem wynajdują najsłabsze ogniwo zespołu gracza, koncentrując na nim swoją uwagę. W takich sytuacjach dość często udawało się wrogowi sprowadzić mnie na ziemię kiedy poczułem się zbyt pewnie...
Broń z każdym kolejnym użyciem ulega degradacji. Na niektórych planszach znajdują się zbrojownie i sklepy, w których zakupić można z zasady nieco lepszego sortu przedmioty i uzbrojenie niż dostępne w "podręcznej" zbrojowni. Czasem na mapie znajdziemy ukryte przedmioty lub nawet sklep (w sumie też nic nowego - wciąż potrzebujemy karty członkowskiej by zrobić w nim zakupy). Jak wspomniałem - obowiązkowym elementem terenu są budynki, odwiedzenie których może przynieść różne korzyści. Budynki, które skrywają naprawdę cenne skarby, często stają się celem ataków wrażych złodziejów (zniszczenie takiej lokacji sprawia, że skarb/postać przepada bezpowrotnie).
Są jeszcze areny. Nie mają już tak kluczowego znaczenia dla rozwoju naszych postaci (o tym za chwilę) jak do tej pory, stanowią jednak nieocenione źródło dochodów. Jak wiadomo na arenie wojownicy potykają się dla zdobycia doświadczenia, sławy i bogactwa, ku uciesze tłumów;). Do tej pory zwykle bywało tak, że jeśli dany tytuł z serii Fire Emblem prowadził statystyki, przedstawiane graczowi po skończonej grze - zwykle chaptery z dostępem do areny charakteryzowały się ogromną ilością spędzonych na nich kolejek (tur). W opisywanej grze, oczywiście, jest podobnie - dzięki arenom można w miarę szybko zdobyć wiele punktów doświadczenia i sporo kasy, jest jednak małe "ale". Walki na arenach obarczone są sporym ryzykiem. Bo jak trenować to kluczowe postaci. Zatem jeśli taka postać zginie - przestaje być fajnie. Tym bardziej, że na mapie zwykle mamy maksymalnie dwa save point'y - po ich wykorzystaniu ryzyko utraty dorobku kilku-kilkunastu czy kilkudziesięciu minut "pakowania" jest coraz większe.
No dobrze, a jakaś alternatywa? - spyta uważny czytelnik. Otóż tak. Z poziomu menu gry mamy do dyspozycji "Drill Grounds".
To mniej więcej to samo co arena, ale:
- w każdej chwili można zapisać stan gry;
- po każdej walce HP są automatycznie odnawiane (na arenie musimy posiłkować się przedmiotami/czarami leczącymi).
- uwzględnione zostaje aktualne uzbrojenie postaci (wydaje mi się, że na arenie występują pewne ograniczenia).
Jest też niestety minus - nie zarabiamy pieniędzy, wręcz przeciwnie - każde starcie musimy sobie opłacić.

Mając to wszystko na uwadzę trzeba powiedzieć, że w sferze toczenia bitew mamy do czynienia z produktem przemyślanym i dość głębokim.


...my gramy dalej, gramy dalej...
Zamiast podsumowania kilka słów poświęcę oprawie audiowizualnej.
Graficznie gra prezentuje się bardzo poprawnie, zarówno elementy otoczenia, jak i postaci nie odstraszają od gry. Od czasu do czasu kluczowe wydarzenia ilustrowane są sympatycznymi ilustracjami. Przyjemnie prezentują się też portrety naszych wojowników oraz ich zachowanie podczas starć (np. "ciosy krytyczne").
Muzyka... cóż, nie przeszkadza. Nie wyróżnia się na tle sagi, jest poprawna. Standardowo - mógłbym napisać, że właściwie nie mam jej nic do zarzucenia, poza tym, że nie zapada w pamięć. Przyzwyczaiłem się jednak, że perełki na miarę Chrono Crossa nie zdarzają się często i po prostu kompletnie nie zwracałem uwagi na ten aspekt gry;).

EDIT: po ukończeniu gry dostajemy dostęp do wszystkich ścieżek z gry. Po przesłuchaniu części "na spokojnie" stwierdzam, że można zapisać warstwę muzyczną do plusów gry (i podniosłem ocenę o jedno oczko;)).

...czy bawicie się źle? To wspaniale!
Zatem... grać czy nie grać? Zdecydowanie grać. Fani serii znajdą w grze wszystko, czego się spodziewali, a nawet trochę więcej. Krytycy FE: Shadow Dragon także powinni dać szansę Wojownikom Światła i Cienia - jest duża szansa, iż dzięki zastosowanym usprawnieniom, nadaniu wielu z postaci rysu i głębi, oraz zbalansowaniu rozgrywki, spojrzą na ten tytuł nieco przychylniejszym okiem. Dodatkowo - gra oferuje kilka poziomów trudności, gdzie te najwyższe to już prawdziwa droga przez mękę.
Nie wiem, czy nazwałbym tę odsłonę najlepszą częścią sagi, na pewno nie zawodzi. W tym miejscu ogromne podziękowania chciałbym złożyć Intelligent Systems oraz (może przede wszystkim) The Heroes of Shadow - tłumaczom, dzięki którym ta recenzja mogła w ogóle powstać;).

Grafika - 8/10
Dźwięk - 7/10
Ocena: 9/10


Obrazki z gry:

Dodane: 18.01.2013, zmiany: 21.11.2013


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?