Icewind Dale

Wydania
2000( Box)
2000( Box)
Ogólnie
jeszcze jedna gra stworzona w oparciu o Infinite Engine (znanego m.in. z Baldur's Gate). Tym razem jednak jest to typowy dungeon crawler, w którym główny nacisk położony został na walki.
Widok
Izometr
Walka
czas rzeczywisty z pauzą
Recenzje
Iselor
Autor: Iselor
19.12.2020
Icewind Dale przenosi nas do jednego z ulubionych światów tak komputerowego jak i klasycznego RPG, czyli Forgotten Realms, jednego z uniwersów systemu Dungeons & Dragons.

Naszą przygodę rozpoczynamy w Eastheaven, małej wiosce rybackiej, będącej członkiem luźnego związku zwanego Dziesięć Miast, znajdujących się na północy Faerunu czyli w Dolinie Lodowego Wichru. To prawdopodobnie najniebezpieczniejsze miejsce w tym świecie, pełne dzikich zwierząt, trolli, orków, goblinów, smoków i innych istot - wszystkie walczą między sobą i z osadnikami więc taka koalicja była niejako koniecznością.

W Kuldahar, małej wiosce położonej w samym środku Doliny Lodowego Wichru ostatnio sprawy mają się nienajlepiej, choć nie do końca wiadomo co się dzieje. Hrothgar, przywódca Eatheaven zbiera więc naprędce grupę, która ma zbadać i rozwiązać problemy dręczące osadę i dowiedzieć się co lub kto jest ich przyczyną. Nie byłoby problemu, gdyby chodziło o byle jaką wioskę, ale w Kuldahar rośnie święty dąb druidów, z którego bije ciepło, dzięki któremu w wiosce nie ma śniegu i jest...ciepło:). Nie można więc dopuścić do tego, aby cokolwiek zagroziło egzystencji świętego miejsca i trzeba chronić je za wszelką cenę. Jak mozna się domyśleć, drużyna gracza nie mając nic lepszego do roboty, wyrusza do Kuldahar. I na pewno nie spodziewa się, gdzie wyląduje na samym końcu przygody:).
 
Nasza drużyna może składać się z maksymalnie sześciu stworzonych przez gracza postaci (nie można dołączać nikogo "po drodze"), z których każda należeć musi do jednej z kilku typowych dla D&D ras (ludzie, elfy, krasnoludy, niziołki itd.) i klas (łowca, mag, wojownik, paladyn, kapłan itd.), choć niektórzy mogą być wieloklasowcami, czyli mogą np. łączyć umiejętności maga i złodzieja (ale taka "rozrzutność" odbija się na specjalizacji i skuteczności takiej postaci w każdej z obu klas, gdyż zamiast być ekspertem w jednej dziedzinie zna się "po łebkach" na obu). Oprócz tego opisywana jest także charakterem (okreslającym nasze relacje z NPCami) i współczynnikami fizycznymi i psychicznymi oraz umiejętnościami bitewnymi (rzadziej: złodziejskimi).
 
System walki - ta odbywa się w czasie rzeczywistym, choć są to tak zwane pseuotury, tzn. wszystko odbywa się zgodnie z papierowymi zasadami, ale wygląda to tak, jakbyśmy mieli do czynienia z czasem rzeczywistym jak np. w RTSach. Ale w czasie walki można spokojnie zrobić pauzę, wydać polecenia, wypić miksturę leczniczą i spokojnie wszystko zaplanować:).

Walki są... średnio trudne. Ci, którzy (A)D&D znają dobrze, nie powinni mieć problemów, jednak jeśli ktoś jest nowicjuszem systemu i np. źle stworzy drużynę, może mieć problemy, a jego drużyna nawet nie tyle nie ukończy gry co może zostać rozstrzelana przez gobliny niemal na początku przygody (a właściwie przed właściwą przygodą;)) lub rozsmarowana na ziemi przez ogra. Bo IWD jest grą nieco taktyczną i czasem trzeba pokombinować (np. warto z owym ogrem:)), ale nie jest to kombinacja rodem z drugiego Baldura, gdzie aby pokonać wroga trzeba użyć 6 zaklęć wspomagających, 4 ofensywnych i na koniec parę przyzwań potworków.
 
Należy pamiętać że większość gry to młócenie. Dlatego też Icewind Dale, jak i jego młodszy brat są - całkowicie nieslusznie - nazywane przez co poniektórych hack and slashami. Ta gra nie jest hack and slashem. Jest oczywiście liniowa do bólu, głównie się tłuczemy z wszelkim łajdactwem od szczurów i goblinów, przez trolle i wojowników na smokach skończywszy, jednak taktyczny - wg mnie - system walki oraz - mimo wszystko - sporo dialogów, które mają różny przebieg i często zależą od statystyk naszej postaci, jej charakteru, klasy i rasy wykluczają ją z grona hack and slashy. Szybciej bym powiedział że grze bliżej niż do hns jest do dungeon crawlera (szczegół, że w izometrze), gdyż i tu wielką wagę mają znajdywane przez nas skarby, a i większość podróży odbywa się we wszelkiej maści jaskiniach, grotach, świątyniach, katakumbach, ruinach itp. miejscach. I to właśnie owe "miejsca" sprawiają że Icewind Dale miażdży tzw. klimatem, który wciaga gracza w przygodę i oderwać sie nie pozwala do ukończenia rozgrywki. Na pewno wpływ na to ma specyficzna oprawa graficzna. Osobiście uwielbiam Infinity Engine i uważam że Icewind Dale ma po prostu śliczną dwuwymiarową grafikę: począwszy od lokacji na ekwipunku skończywszy i na pewno wszystkie te elementy prezentują się ładniej i bardziej szczegółowo niż np. w trójwymiarowym pierwszym Neverwinter Nights.

Znakomita jest także muzyka, stworzona przez znanego graczom kompozytora Jeremy'ego Soule (nigdy nie wiedziałem jak się jego imię i naziwsko poprawnie odmienia, wybaczcie:D), autora muzyki między innymi do Warhammer 40.000: Dawn of War, Skyrim, Total Annihilation, Supreme Commander czy Star Wars: Knights of the Old Republic. Każdy z utworów jest bardzo... klimatyczny i znakomicie podkreśla atmosferę gry i świetnie pasuje do lokacji dla której został stworzony.

I cóż ja mam więcej napisać? Icewind Dale jest jednym z moich najukochańszych cRPG ever, klimatu mogą mu zazdrościć wszyscy konkurenci z wyjątkiem może Might and Magic VI i Diablo, a grywalność także jest niesamowicie wysoka. Zawsze też twierdziłem i twierdzić będę że Icewind Dale jest lepszy od młodszego brata, od pierwszego Baldura, nie męczy walką jak ma to w zwyczaju Torment, a epickością i ogólną jakością wykonania dorównuje niemalże drugiemu Baldurowi. Choć jeśli będę miał kiedyś wrócić do którejkolwiek z gier Black Isle czy Bioware wybiorę właśnie pierwszego Icewind Dale. A dwa dodatki: Heart of Winter, zabierający nas na jeszcze dalszą północ, gdzie spotkamy smoki i żądnych krwi barbarzyńców i trudny, wymagający, choć krótki Trial of the Luremaster zapewnią nam dodatkowe przynajmniej kilkanaście godzin znakomitej rozgrywki (a także nowe, świetne portrety dla naszych postaci:)). Jeśli uważasz się więc za fana cRPG: bez względu na to ile masz lat, Icewind Dale jest tytułem obowiązkowym i kanonicznym. Grać!

Moja ocena: 4/5

Enialis
Autor: Enialis
28.09.2014

Icewind Dale to gra, która budzi we mnie wiele sprzeczności. Z jednej strony, nie chcę i nie ma potrzeby bym ją recenzował: koledzy Kaykooz, Rastlin i Katane już mnie przed dwunastoma laty ubiegli. Z drugiej zaś, gdybym po przejściu jej nie popełnił recenzji, to już chyba nie mógłbym żadnej kolejnej gry zrecenzować. Pozwolę sobie też skorzystać z okazji, że niedawno zapowiedziano odświeżoną edycję tego tytułu, i postaram się odpowiedzieć na pytanie: czy ta czternastolatka naprawdę potrzebuje już szpachli make-upu?

Easthaven In Peace

IWD to gra mojego dzieciństwa. Niegdyś dojrzałem na półce pudełko  i wybrałem na prezent dla młodszego brata. Nie spodziewałem się, że bardziej niż on, to ja będę, jak zahipnotyzowany, chłonął ten tytuł jak gąbka. We wstępie do przygody pada zdanie, opisujące niemal moją sytuację: „Każde słowo [tej opowieści] wryło się głęboko w moją pamięć”. Powroty po latach bywają często jednak bolesne- czy to za sprawą przestarzałej mechaniki, czy pikseli kłujących po oczach, czy wreszcie przez litość Mneme, która pozostawia tylko dobre wspomnienia.

Enhanced Edition jest u mnie jeszcze przed premierą spalone. Choć minęła ponad dekada, czyli szmat czasu w świecie komputerów, to IWD nie potrzebuje jeszcze takiej operacji plastycznej. Grafika jest po prostu ładna (jeśli nie miejscami piękna), a do pikseli widocznych gołym okiem współczesny odbiorca, za sprawą najnowszych, „indyczych” maszkaronów, powinien być przyzwyczajony. Sprzętowo gra nie sprawia niemal żadnych problemów nawet na Windowsie 8.1, którego jestem nieszczęsnym posiadaczem. Dodatkowo, autorzy odświeżonej wersji podobnie jak przy remake’u „baldursów”, nie zamierzają wydać polskiej wersji językowej, mimo iż dla graczy z Lechistanu nie do pomyślenia jest w takiej produkcji brak dubbingu. IWD:EE jest przedwczesna i niepotrzebna, program nic nie stracił od dnia premiery.

Easthaven In Pieces

… nic jednak też nie zyskał, oprócz nostalgii, którą recenzent powinien bez litości (przynajmniej na chwilę) odstawić do kąta. Fabuła podstawki jest po prostu słaba. Po pełnym napięciu wprowadzeniu, tak cudownie zapraszającym gracza do Doliny Lodowego Wichru, zostajemy uraczeni zlepkiem kolejnych historii, które nie układają się w nic ciekawszego. Same lokacje: mauzoleum, twierdza elfików, czy forteca krasnoludków nie pomagają. Mogłyby się rozgrywać gdziekolwiek indziej, nawet poza Zapomnianymi Krainami. O wiele lepszy poziom prezentuje Heart of Winter, jednak tu z kolei fabuła jest zbyt krótka, a przygoda rozdmuchana dodanym na przeprosiny Trials of Luremaster, które jest tylko paczką potworów do ubicia.

Ponarzekam też na ułomność jaką z tym tytułem dzielą wszystkie gry na silniku Infinity, opierające się na drugiej edycji Advanced Dungeons&Dragons, a jest to właśnie zbyt wierna adaptacja systemu. Taki np. mag na początku gry jest najsłabszym ogniwem- w zasadzie służy tylko do identyfikacji. Po nabiciu paru poziomów zyskuje potężną bibliotekę zaklęć z których i tak wybiera tylko po jednej-dwóch na poziom, bo reszta opcji jest niegrywalna (ba, nawet nie do zastosowania!). A na końcowych poziomach- dostęp do potężnej magii śmierci, której i tak nie można użyć, bo każdy potwór na tym etapie ma absurdalną wręcz odporność na czary oraz zastrzeżenie: „odporny na śmierć… bo tak!”. Łowca, który nie służy w zasadzie do niczego, złodziej, który nie może nikogo okraść, gdyż nikt (nawet potężny drowi kupiec) nie ma przy sobie ani grosza! Przykłady można mnożyć, a tu przecież nie chodzi o brak balansu między postaciami, rzecz na której projektowaniu już wielu poległo.

Po takim ataku na sam rdzeń rozgrywki, wydawałoby się, że mam zamiar wylać wiadro żółci na ten tytuł, prawda?

The Town of Lonelywood

Tyle że wady mechaniczne, o ironio, nie przeszkadzają czerpać przyjemności z gry. Co więcej, bywa nawet że właśnie ta nieporadność samego systemu daje niesamowitą frajdę. Szukanie taktyki, planowanie walki, korzystanie z terenu (wąskie gardła, wzniesienia), dawno tego nie widziałem, może raczej- żadna gra RPG od tamtych czasów mnie do tego nie zmuszała, dobrze rozwinięty bohater w dzisiejszych grach idzie jak kombajn przez pole żyta. Jeden (mój!) czar, który przez przypadek dosięgnął mojego maga kosztował go życie i musiałem wczytać grę, akurat w chwili, gdy pokonałem bossa. Nawet pomimo durnego AI wrogów i legendarnego już pathfindingu, który został stworzony chyba w czeluściach dziewięciu piekieł, spotkania potrafią sprawić, że pojawią się wypieki na policzkach.

Kuldahar theme

A to wszystko okrasza cudowna muzyka Jeremiego Soule’a, przez którą mimo letnich skwarów czułem niemal chłód panujący w Dolinie Lodowego Wichru. Wielu złośliwie wypomina mu, że tworzy w zasadzie to samo do każdej gry fantasy i trzeba się zgodzić- osłuchani w jego soundtrackach fani mogą płynnie łączyć muzykę z IWD z np. Morrowindem. Ale nie zmienia to faktu, że jego dzieła są piękne. Kiedy przeglądałem na Youtubie melodie z gry, ogarnąłem się, że wszystkie utwory dorzucam do zakładek. Muzyka wbija się w pamięć, po latach bez problemu ją pamiętałem, a i służyła nieraz za inspiracje do przygód w papierowych erpegach. Jeśli już omijasz tę grę, to musiałbyś być ofiarą słonia stąpającego po uszach, by nie docenić tej po prostu świetnej muzyki.

W ogóle, otoczka budując klimat jest niesamowita. Fabuła wydaje się jakby nie korzystać z lokacji w jakiej opowieść się rozgrywa, lecz zarówno muzyka, projekty lokacji, fenomenalny polski dubbing, czy zbierane strzępki wiedzy o świecie pozwalają odczuć to, czym każda dobra gra fabularna winna raczyć graczy- poczucie przebywania w fantastycznym świecie, którego nie chce się opuścić.

Icewind Dale theme

I oto jestem w kropce. Prawdą jest, że IWD to fabularna wydmuszka z mechaniką nieprzystającą do rozgrywki. Całkowicie poprawne jest też jednak stwierdzenie, że potyczki są świetną zabawą dla gejmistów, a Dolina Lodowego Wichru nie wypuszcza śmiałków ze swych kuszących, acz mroźnych ramion. I choć mój surowy osąd wzdryga się przed daniem produkcji Black Isle wyższej oceny niż 3/5, to jako rozmarzony fantasta, sentymentalista i roleplayowiec, wychowany na D&D i pogodzony z jej idiotyzmami, nie mogę dać niczego poniżej „piątki”.

Moja ocena: 5/5, i niech mnie diabli!


Katane
Autor: Katane
04.01.2002

Gra Icewind Dale wydawała się być grą, która miała skrócić czas oczekiwania fanom Baldur's Gate na drugą część tejże gry. Niczym więcej. Ot, przyjemna, radosna siekanina. Znam ludzi, którym program ten się nie podoba. Znam. Jakieś dwoje :-)

Fabuła
Wita nas całkiem miłe i oryginalne interko. Na ekranie widzimy księgę przyzdobioną ładnymi obrazkami. W tle słyszymy głos narratora. Każdy kawałek fabuły ma swoją ilustrację. No, ale po kolei, jak zwykłem mawiać :-))) Akcja jest umiejscowiona w świecie Forgotten Realms, a dokładniej na mroźnej północy, w Dolinie Lodowego Wichru. We wprowadzeniu zostaje opowiedziona historia barbarzyńskiego kapłana Jerroda. Należał on do jednego ze szczepów zamieszkujących regiony północy dawno temu. Pewnego razu, na ziemie jego pobratymców i innych plemion najechał wredny mag. Chciał mieć Dolinę tylko dla siebie. Taki pospolity zły typ ;-) Doszło do wielkiej bitwy pomiędzy barbarzyńcami a armią owego maga. Kiedy ci pierwsi zaczęli wygrywać, czarodziejowi puściły nerwy i otworzył bramę z piekieł. Na pole bitwy zaczęły włazić demony, diabły i inne plugastwa :-) Ku wielkiemu zaskoczeniu maga, demony zaczęły wyżynać także jego armię. Z potworami ludzie nie mieli szans. Coraz to nowe demony wyłaziły z bramy. I wtedy, gdy zdawało się, że sprawa jest przegrana, Jerrod otrzymał znak (przynajmniej tak mu się wydawało). Postanowił poświęcić się, by ratować swoich kumpli :-) Stanął w portalu, trzask prask bum, wszyscy otwierają oczy, a tu bramy nie ma, jest natomiast posąg Jerroda. I co to wszystko ma wspólnego z grą? Z początku wydaje się, że nic. Ale zapewniam, że tak nie jest :-) Zagrajcie, a przekonacie się o tym :-)
9/10

Kreowanie drużyny
Graliście kiedyś w Baldur's Gate??? Tak? To macie tu dokładną kopię systemu kreowania drużyny z tamtej gry. Czyli w wielkim skrócie: płeć, rasa, profesja, charakter, statsy, dodatkowe zdolności, biegłości, wygląd i głos, imię. Fin. Nie będę tu tłumaczył poszczególnych etapów tworzenia bohatera, wszystkie gry na Infinity Engine mają je identyczne. Dodać jednak należy, że o ile w BG kreowałiśmy tylko main charactera, to tutaj tworzymy całą ekipę (czyli 6 osób). Ogólnie, jest nieźle, a nawet tak sobie :-)))
8/10

Oprawa audiowizualna
Graliście kiedyś w Baldur's Gate??? ;-))) No dobra, brak zmian :-) No, może trochę przesadzam, animacje czarów są ładniejsze :-) Grafika v. good. Dźwięk - jeden z lepszych, jakie słyszałem w grach RPG. No i muza - WYMIATA! Chyba najlepsza muzyka giercowa dotychczas zrobiona :-) Szkoda tylko, że jest jej tak mało :-/
9/10

Gameplay
Porównajmy (znowu) z BG. Wielkość świata: w Baldurze ogólnie był większy, ale takich podziemi jak Dragon's Eye to tam nie uświadczysz :-) Ilość przedmiotów, czarów: w Icewindzie jest ZDECYDOWANIE lepiej. Miodność: może to subiektywne odzczucie (a nawet na pewno ;-)), ale uważam, że Icewinda w tym polu nie pobije żadna inna gra stworzona na Infinity Engine. Jak dostałem gierę w weekend, to ani razu na dwór nie wyszedłem! Wciąga jak tornado! Jest tu jednak szkopuł - gra jest za krótka :-(
9/10

Podsumowanie
Niezgorsza fabuła, niezła oprawa audiowizualna i bardzo wysoka grywalność składają się na moją ocenę końcową. I wydawałoby się, że 9/10 to za dużo (czytając recenzję), ale ani chwili nie waham się wystawić takiej oceny. Giera rządzi :-)
Moja ocena 9/10


Kaykooz
Autor: Kaykooz
27.11.2001

Chyba nie ma takiego miłośnika komputerowych gier fabularnych, który nie grałby w jakąś produkcję Interplay. To właśnie spod ręki tej firmy wyszły takie hity jak Stonekeep, Fallout, Baldur's Gate, czy też Torment. W większości z nich na pierwszym miejscu stawiano fabułę. W Icewind Dale jest zupełnie odwrotnie. To rolplej w iście oldschoolowym stylu. Większość czasu przeznaczymy tu na dość trudne bitwy. Słowem, mamy następny hack'n'slash, ale tym razem umieszczony w świecie Forgotten Realms.

Fabuła (o dziwo!) prezentuje się bardzo ciekawie. W Dolinie Lodowego Wichru ostatnio nie najlepiej się dzieje. Występują rozmaite anomalie pogodowe, potworów namnożyło się jakoś więcej i zbliżają się one niebezpiecznie blisko do ludzkich siedzib. Oprócz tego występują porwania mieszkańców wiosek. Wszystko to zdaje się być jakoś odgórnie ukartowane. Jakby ktoś kierował złem nawiedzającym Góry Grzbietu Świata. Wojownik z wioski Eastheaven organizuje więc wyprawę badawczą. Wkrótce jednak na skutek zamachu (tjaaaaaa) giną wszyscy obok szóstki bohaterów... I co? Wkrótce wszystko się nieco bardziej skomplikuje, ale nie będę nic mówił, aby nie psuć zabawy tym, którzy w IWD jeszcze nie grali.

Gierka oparta jest na engine Infinity znanym już z dylogi Baldur's Gate oraz Tormenta. Tak więc ci, którym nie obce są te hity poczują się jak w domu. W interfejsie dodano przycisk służący do odpoczynku. Teraz możemy tego dokonać z ekranu gry i nie musimy wchodzić do ekwipunku:). Sam proces sjesty wygląda teraz inaczej. Odpoczywa się 16 godzin - po tym okresie leczą się nam wszystkie rany, a nie tak jak to było w BG - 1 punkt obrażeń. Jeśli jesteśmy zdrowi i chcemy tylko zregenerować czary bądź umiejętności naszych przedmiotów to spanko trwa tylko 8 pakietów sześćdziesięciominutowych:).

Aby zacząć zabawę należy najpierw stworzyć drużynę (tak, tak kreujemy 6 osób, a nie jedną!). Potem przenosimy się do karczmy (tu czuć klimacik sesji paper&pen), aby rozpocząć naszą wielką przygodę. Akcja umiejscowiona jest na dalekiej Północy, tak więc wszędzie możemy poczuć chłód i zobaczyć prószący śnieg. Mimo wszystko nie zaznamy monotonii jeśli chodzi o lokacje. Zwiedzimy zarówno mało skomplikowane groty, jak i potężne, wielopoziomowe labirynty. Czeka nas nawet wizyta we wnętrzu góry wulkanicznej. Po drodze napotkamy oczywiście całe tabuny potworów. Ich wachlarz jest ogromny. Od słabiastych orków i wilków do potężnych gigantów, cyklopów oraz wnerwiających trolli. W walce z nimi pomogą nam tony magicznych przedmiotów. Jednym z ciekawszych artefaktów wydaje mi się torba, z której raz dziennie można wyciągnąć losowy przedmiot. Ograniczenie doświadczenia w IWD znacznie podniesioną tak, że będzie można osiągnąć nawet 15 poziom.

Grafikę znacznie poprawiono w stosunku do chociażby pierwszej części BG. Pojawiły się piękne animacje czarów (najlepsze jest oplątanie - ludzie, ale śliczny bajer!) oraz ciekawe efekty magiczne. IWD może bowiem korzystać z wsparcia kart 3D. Niestety nie zwiększono maksymalnej rozdzielczości i nadal jest nią 640x480. To jednak ma się zmienić w dodatku. Muzyce również nie można wiele zarzucić. Mamy tu sielskie melodyjki (Eastheaven), jak i zagrzewające do walki kody ;).
Podsumowując: IWD to świetny bitewny rolplej, który szczególne rozżewnienie może wywołać u starszych stażem graczy. Przypominają się domowe sesje AD&D czy Kryształów Czasu ze stertami magicznego stuffu i milionami kreatur do posłania na tamten świat. Według mnie ta gra to strzał w dziesiątkę i dobry przerywnik między BG 1, a BG 2 :).

4 4.25

Obrazki z gry:

Dodane: 03.06.2002, zmiany: 19.12.2020


Komentarze:

Test


[Gość @ 24.08.2016, 17:38]

Jak już to Black Isle. No i tak samo to można by się sprzeczać, że żadna gra nie jest od EA - to też tylko wydawca.


[Enialis @ 19.06.2015, 11:13]

"Chyba nie ma takiego miłośnika komputerowych gier fabularnych, który nie grałby w jakąś produkcję Interplay" - hahaah - dobre! Chyba raczej BioWare,Interplay to tylko wydawca.


[Gość @ 18.06.2015, 15:16]

Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?