Xenoblade Chronicles (Wii)

Xenoblade Chronicles

Xenoblade (JAP)
Wydania
2010()
2011()
Ogólnie
Xenoblade Chronicles to naprawdę gigantyczny tytuł. Wszystko w nim jest uszyte w ogromnych proporcjach. Poprzez rozmach i piękno audio-wizualne, niebanalny gameplay i masę zawartości rozciągniętej na niemal setkę godzin przygody, ciężko uwierzyć, że to wszystko hula na Wii. Chociaż autorzy nie ustrzegli się drobnych potknięć i wpadek, końcowy produkt jest ogromnie imponujący i pochłania bez reszty. Ścisła czołówka japońskich RPG i tytuł, który przejdzie do historii.
Widok
izometr
Walka
czas rzeczywisty
Recenzje
Mroczna Sarna
06.10.2017

Gra, dla której wielu ludzi kupiło konsolę Nintendo (w tym również autor recenzji)....

Co mnie skłoniło do rozpoczęcia wątku, którego i tak pewnie nikt tutaj nie podejmie? (bo gra nie ma "Final Fantasy" w nazwie...). Nie mając zbytnio czasu, włączyłem ostatnio wieczorem grę muzyczną na PC (Audiosurf 2), gdzie wykorzystujemy zasoby muzyczne naszego komputera. Tak się jakoś złożyło, że odpaliłem soundtrack Xenoblade Chronicles. No i się zaczęło. WSPOMNIENIA...

Dawno, dawno żadna gra nie wywoływała u mnie tylu emocji. Dawno już nie ryczałem, nie śmiałem się, nie przeżywałem przygód bohaterów, których mi dane było prowadzić. W końcu - dawno już nie porwała mnie tak bardzo jak tutaj, opowiedziana przez twórców historia.

NIESTETY. O ponadprzeciętnej fabule nie można nawet w spokoju nic napisać, by nie zaspojlerować wydarzeń tym, którzy w grę nie grali. A o spojlery jest bardzo łatwo. Zaczynając od wymieniania bohaterów :). Ci, trącą lekko sztampą - jak to japońscy protagoniści. No, ale nie jest to obraz przerysowany. Nawet chomikopodobny stworek nie jest tutaj irytujący, a jego wątki są tak wplecione w fabułę, by podtrzymać w graczu emocjonalną huśtawkę; kiedy już myślimy, że dzień zakończy się ponuro, kiedy promienie słońca zdają się ginąć w gęstych, burzowych chmurach - wtedy przychodzi Riki i jednym zdaniem przyprawia nas o atak niekontrolowanego śmiechu. Autentycznie, o 2 nad ranem potrafiłem parsknąć śmiechem tak głośno, iż obawiałem się, że pobudzę sąsiadów. Specjalnie zacząłem od mega chomika. O reszcie postaci nie będę wspominał, gdyż nie chcę tutaj nikomu zabierać przyjemności z odkrywania poszczególnych charakterów i ich rysów psychologicznych. Bohaterowie są bardzo wyraziści, a gra na dodatek serwuje nam system relacji pomiędzy nimi, które są zależne tylko i wyłącznie od nas. To, kto z kim w drużynie, kto kogo uleczy w walce, kto komu da jakiś słodki owoc, zerwany gdzieś w dzikiej dżungli... czy też to, jak zwracamy się do konkretnych osób, a nawet NPCów, skutkuje później wzajemnymi relacjami - lepszymi, bądź gorszymi. Gra wręcz zachęca, by dbać o przyjaźnie, by pchać w ramiona swoich ulubieńców. Można wiele godzin spędzić na samym poszukiwaniu prezentów, mogących spodobać się osobie, którą chcemy obdarować. A to dopiero początek, bo są jeszcze questy...

...questy i jeszcze więcej questów - około 500. Wszystkie osadzone w o TAKIM świecie. Świat gry. O nim też nie mogę zbyt wiele powiedzieć, bo będzie to spojlerem. Jest podzielony - to dwie, olbrzymie, zastygłe w wyrazistych pozach, antyczne bestie. Bionis, gdzie prym wiodą istoty natury bioorganicznej, oraz Mechonis, gdzie - jak sama nazwa wskazuje, dominują maszyny i sztuczna inteligencja. Na pierwszy rzut oka (nie znając gry) wydaje się strasznie ciasny. Po kilku godzinach już wiadomo, że taką przestrzenią i wolnością, jaką daje nam gra, nie może się poszczycić zbyt wiele gier - na myśl przychodzą mi może ze dwie, trzy. Narzekaliście na tunelowość ostatnich Finali? Xenoblade jest ich zupełnym przeciwieństwem. Robisz co chcesz, jak chcesz i gdzie chcesz. Masz 10 lvl i chcesz rzucić się na jakiegoś mamuta z 90 lvl? Wolna wola. Lokacje zaś potrafią przyprawić o zachwyt (słynny zachód słońca na dłuuugim moście w lesie Makna). Chciałoby się napisać więcej, ale po prostu nie można. Zrozumiecie, jak zagracie. Dodam tylko, że ten świat jest bardzo ŻYWY. Przez przypadek można nadepnąć na piętę tyranozaurowi, albo kąpiąc się radośnie w rzece, zostać pogryzionym przez piranie. Takie życie. Zdradzić jeszcze mogę, że mamy zaimplementowany system dnia i nocy, co skutkuje zmianą motywów muzycznych oraz przeciwników wałęsających po przeróżnych krainach. Pory dnia/nocy mają też wpływ na otrzymywanie i wykonywanie questów, gdyż wielu zleceniodawców możemy złapać tylko o określonych godzinach. Nie musimy się przy tym martwić, gdyż 24godzinnym zegarem, możemy operować do woli, bez nudnego czekania na określony czas.

Muzyka. Jedni powiedzą, że średnia, inni będą się zachwycać. Kwestia gustu - jeden woli Dodę, drugi woli Darskiego. Ja byłem zachwycony kompozycjami w tej produkcji. Doskonale podkreślają rozmach i epicką fabułę w niej zawartą. Jest to też muzyka bardzo zróżnicowana - od ostrych, rockowych kawałków, w stylu "One who gets in our way", poprzez ballady, jak "Beyond the sky", gdzie długo płakałem ze wzruszenia, poruszony zarówno muzyką, jak i sceną, której towarzyszyła. Łza zakręciła mi się nawet teraz, kiedy włączyłem ten kawałek, by go sobie po prostu posłuchać. Na tym jednak nie koniec, gdyż usłyszymy tutaj industrialne wręcz motywy, z elektroniką na czele, jak w "Field of the Machinae". Do muzyki nie miałem zastrzeżeń już w momencie składania pre-ordera, widząc kto jest za nią odpowiedzialny.

Voice Acting. Czyli jak przekonałem się, że dialogi mówione po angielsku, mogą przewyższyć japońskie oryginały. Stało się to podczas ponownego przechodzenia gry, gdzie z ciekawości przełączyłem dubbing japoński na angielski i... oniemiałem. Z zachwytu. Aktorzy, zatrudnieni przez Nintendo, to Brytyjczycy, wszędzie słychać ten słynny, brytyjski akcent i to w różnych odcieniach (można porównać typowo wschodniolondyński akcent Reyna z czystą, wręcz szekspirowską melodią, która płynie z ust arystokratycznej krwi Melii). Idealnie dobrane głosy, które nie drażnią, a pomagają nam w immersji z grą. To naprawdę jedna z nielicznych produkcji japońskich, którą gorąco polecam z włączoną opcją angielskiego dubbingu.

System walki uważam za jeden z lepszych (choć wolę bardziej aktywne, jak w serii Star Ocean, czy najnowszych Talesach). Bardzo mi przypominał ten z Final Fantasy XII, choć w Xenoblade jest on bardziej intuicyjny. I znowu - nie bardzo mogę wdawać się w detale, gdyż będzie to spojler. Jeden z bohaterów ma trochę inny system walki niż reszta drużyny, co wynika ściśle z fabuły gry. Reszta - posiadamy Arty, które są odpowiedzialne za ataki/leczenie /magią/etc i są one po użyciu ładowane (coś na wzór paska limitu). Po określonym czasie możemy użyć ich ponownie. O pewnej bardzo oryginalnej zdolności głównego bohatera nie wspomnę, gdyż to również jest dużym spojlerem fabularnym. Jest to bardzo oryginalny patent, który w trochę inny sposób wykorzystano kiedyś w Lost Odyssey - na pewno Wam się spodoba :)

O grafice rozpisywał się nie będę - to Wii i jaki koń jest, każdy widzi. Poniżej trailer, gdzie można sobie samemu zobaczyć. Mi się podobała, a grałem w międzyczasie w bardziej zaawansowane graficznie produkcje, zarówno na ps3, jak i pc. Malkontentom zostawiam opcję emulacji na PC - jest możliwość zagrania w grę poprzez program Dolphin. Społeczność stworzyła całkiem nowe tekstury wysokiej rozdzielczości oraz dodatkowe smaczki, które można wykorzystać, wybierając opcję emulacji. Nie grafika jest tutaj najważniejsza, a to, jak bardzo MIODNA jest to gra. Miód wylewa się z każdej strony, bokami, nosem, uszami. Mógłbym jeszcze wiele napisać... O systemie wytwarzania kryształków. O odbudowywaniu pośrednio przez nas miasta. O Affinity Points. O tym, dlaczego zżyłem się z Melią. O wizji twórców i przekazie dla dla gracza. O ponad godzinnym, epickim finale gry oraz końcowych wyborach. O genialnych przeciwnikach, gdzie ostatnim, którego znałem, a może się z nimi równać, był Kefka z FFVI. I o jeszcze bardzo wielu rzeczach, o których dzisiaj już nie napiszę, bo muszę iść spać, a i tak nikt tego nie weźmie poważnie, bo to gra na konsolę Nintendo i nie ma w nazwie "Final Fantasy", uznawanej przez niektórych za esencję gatunku. Trailerem Xenoblade - gry, która weszła przebojem do mojego ścisłego TOP 3 gier jRPG wszechczasów, zakończę ten dziwny wywód, do którego napisania, skłonił mnie zasłyszany utwór z gry. Dobranoc:

Trailer z gry:
https://youtu.be/0Q_KFemPumA

ACE+ na żywo, z wybranymi fragmentami muzyki:
https://youtu.be/h0dW8Gk8VvE

Moja ocena: 11/10


Spawara
Autor: Spawara
27.12.2013

Vox populi, vox Dei. Łacińska sentencja zdaje się mieć szerokie odbicie w biurach japońskiego Nintendo i po wcale nie tak dawnych wydarzeniach została zapewne wyryta i oprawiona. Jeśli nie na ścianie, to w sercach zarządu. Oto fani dowiedziawszy się, że najnowsza gra twórców Xenogears i Xenosagi nie opuści granic Japonii, zareagowali natychmiastowo i bardzo burzliwie. W internecie aż zawrzało od komentarzy i petycji, a skrzynki mailowe Nintendo musiały pękać w szwach. Korporacja uległa i w Xenoblade Chronicles Europejczycy grali już rok później. Dziś, kiedy kolejna gra studia Monolith staje się jedną z najbardziej oczekiwanych pozycji na Wii U po zaprezentowaniu zaledwie teaseru, Nintendo na pewno nie żałuje.

Pomimo podobieństwa w nazewnictwie, developerzy odcięli się od swoich poprzednich dokonań. Wciąż, fani mieli pewność, że jeden aspekt będzie niezmienny – ogromne mechy. Tym razem w zasadzie tylko dwa, lecz nie ilość, a jakość się liczy. Nazwane Bionis i Mechonis rozmiarami przypominają... cóż, dwa kontynenty. Taką też funkcję mniej więcej spełniają, a cała przygoda ma miejsce właśnie na ich powierzchni. Przesadna hiperbolizacja? Również miałem takie wrażenie, dopóki się w ten świat nie zagłębiłem.

Po zaznajomieniu gracza z podstawowymi mechanikami rozgrywki, lądujemy w skórze nastoletniego (a jakże) Shulka, który zamieszkuje w jednej z dwóch ludzkich osad na Bionisie. Kiedy nie zbiera leżącego wokół żelastwa, w wolnych chwilach zajmuje się badaniami nad mieczem Monado. Jedynym, który jest w stanie łatwo zniszczyć wrogie watahy maszyn z Mechonisa. Szkopuł tkwi w możliwości jego użycia, gdyż kontrola nad nim to nie lada wyzwanie. Udało się to dotychczas wyłącznie Dunbanowi, lecz podczas ostatniej bitwy niemal przypłacił to życiem. Przez zaskakujący i „kompletnie nieprzewidywalny” zwrot akcji Shulk odkrywa, że nie tylko potrafi bez większych przeszkód używać Monado, lecz także z jego pomocą dostrzega wizje przyszłości. Teraz dane mu będzie wyruszyć w podróż, by rozwiązać zagadkę wzmożonych ataków z Mechonisa, odkryć całą potęgę miecza i pomścić swoją lubą.

Sztampowo? A i owszem, choć nie do końca. Fabuła zaczyna schematami z pierwszego lepszego jRPG, choć opowiedziana i wyreżyserowana jest iście po mistrzowsku. Gdyby opisać każdą postać z osobna, można by odnieść wrażenie, że ktoś wymienia stereotypy ze średniej klasy anime. Uwierzcie mi, wystarczyło parę godzin bym kompletnie dał się porwać. Historia opowiedziana jest w tak naturalny sposób, że szybko zapomniałem o początkowym niesmaku, a losy bohaterów śledziłem z zapartym tchem. Szybko porzucona jest też schematyczność jRPG na rzecz oryginalniejszej narracji, co tylko wychodzi grze na plus. Do pewnego momentu co prawda, bo pod koniec autorzy zapędzili się moim zdaniem nieco za daleko. To jednak zaledwie łyżka dziegciu w beczce miodu, a opowiedziana historia jest ciekawa i zajmująca, z odpowiednio wyważonym dodatkiem komedii i melodramy.

Już od pierwszych chwil gra powala rozmachem i pięknem otoczenia. Kiedy po krótkim prologu akcja przeniosła się do Colony 9, nie mogłem uwierzyć, że to wszystko hula na Wii. Byłem przekonany, iż wykorzystano jakąś misternie ułożoną bitmapę, która ma jedynie sprawiać dobre wrażenie. Po kilkunastu minutach okazało się, że całość jest faktyczną przestrzenią do zwiedzenia. Oniemiałem. Wszystko było tak ogromne, że przejście z jednego końca mapy na drugi zajmowało kilkanaście minut. A to dopiero pierwsza lokacja, i to wcale nie największa. Cały świat gry jest ciekawy, różnorodny, i co najważniejsze autentyczny. Nacisk na eksplorację jest motorem napędowym Xenoblade Chronicles, a cudne widoki nie są jedyną formą gratyfikacji gracza. Ten jest również nagradzany doświadczeniem, unikalnym przedmiotem, czy wymagającym przeciwnikiem.

Można by się spodziewać, że ogrom i piękno okupione zostaną znacznymi spadkami framerate'u. Nic bardziej mylnego. Gra praktycznie cały czas pochwalić może się płynną animacją, z tylko naprawdę okazjonalnymi spowolnieniami, zazwyczaj kiedy na ekranie panuje chaos. Odbija się to jednak na dystansie widzenia, gdyż o ile otoczenie zapewnia widoczność czasem nawet drugiego końca mapy, o tyle npc mają w zwyczaju pojawiać się nawet kilka kroków przed postacią. Wii zwyczajnie nie jest w stanie doładować ich dostatecznie szybko. Całe szczęście podobne sytuacje nie dotyczą potworów. Pewien kompromis pozostał też w postaci ekranów ładowania. Te pojawiają się podczas zmiany mapy, i niestety podczas poruszania się w menu. Te drugie są króciutkie, bo raptem 2-3 sekundowe, a jednak potrafią napsuć krwi.

W porównaniu z grafiką miejscówek nieco gorzej wypadają postacie, choć wciąż utrzymują wysoki poziom. Dopóki nie przypomnimy sobie o istnieniu rozdzielczości HD, rzecz jasna. Przymykając jednak oko na lekko kanciaste głowy oraz ograniczoną mimikę twarzy, i tam autorzy zadbali o mniejsze detale. Ba, każda część ekwipunku odzwierciedla się w wyglądzie bohatera, nawet jeśli niektóre z nich to tylko zmieniona paleta barw. Pomijając parę kompromisów, Xenoblade Chronicles to zdecydowanie jedna z ładniejszych i najdokładniej zaprojektowanych gier na Wii.

A do tego jak pięknie brzmi! Wystarczy tylko rzucić okiem na suche fakty, by już przekonać się o potencjalnej mocy ścieżki dźwiękowej. Wszak takie nazwiska, jak Yasunori Mitsuda i Yoko Shimomura (kolejno, serie Chrono i Kingdom Hearts), są już szeroko znane w RPGowym światku. Tutaj wspomagani są jeszcze przez „debiutantów” (przynajmniej w grach): Minami Kiyota oraz kolektyw ACE+. Efekt jest piorunujący, a to o dziwo za sprawą tych ostatnich. Szybkie zbadanie sprawy wykazało bowiem, że Mitsuda służył bardziej radą, niż umiejętnościami kompozytorskimi, a utwory Shimomury brzmią niczym żywcem wyjęte ze wspomnianej Disneyowskiej serii – co samo w sobie nie jest złe, choć można odczuć lekkie deja vu. Trzon stanowią jednak kompozycje pozostałych muzyków, a przygotowali wspaniałą ucztę dla uszu, która rozbrzmiewa w głowie jeszcze długo po wyłączeniu konsoli. Na pochwałę zasługuje również dobrze przygotowany i niezwykle rzadko kłujący w uszy angielski dubbing. Nawet jeśli kogoś nie przekona, zawsze istnieje możliwość posłuchania głosów japońskich.

Rzecz jasna poza wspomnianą eksploracją i upajaniem się walorami artystycznymi (tudzież historią) przyjdzie nam jeszcze powalczyć. I w tym miejscu Xenoblade nie zawodzi. System walki wykonano w stylu MMO, całkiem podobnym do tego z np. Final Fantasy XII. Postać kontrolowana przez gracza automatycznie wykonuje podstawowy atak, kiedy tylko jest w zasięgu, wybierając specjalne skille znajdujące się w dolnym menu. Te oczywiście można levelować i dostosowywać, a ich umiejętne używanie nie jest tylko opcjonalnym ułatwieniem. Dla przykładu, są typy przeciwników, których pokonać można tylko zadając odpowiedni status effect. Najczęściej taki, który aktywuje się po użyciu umiejętności różnych bohaterów. W trzyosobowym party dwójka towarzyszy sterowana jest przez AI, które na szczęście w większości przypadków potrafi się dostosować. Owszem, zdarzają się sytuacje, kiedy komputerowy kompan nie współpracuje, jednak należą zdecydowanie do rzadkości. W każdej chwili poza walką można zmienić  kontrolowanego bohatera, co może nieco zaoszczędzić bólu głowy. Dodatkowo każdym kieruje się na tyle odmiennie, że podczas długiej przygody znużenie walkami można zniwelować w zaledwie parę sekund.

Ciekawym dodatkiem jest sam Monado, którego wizje przyszłości bynajmniej nie ograniczają się tylko do cutscenek. Podczas dowolnego pojedynku może się zdarzyć, że ujrzymy kolejny ruch przeciwnika, zazwyczaj z gatunku tych bardziej uciążliwych. Włącza się wówczas limit czasowy na zmianę biegu wydarzeń, czy to przez skierowanie aggro na inną osobę, czy powalenie wroga, czy też użycie tarczy. Jest jeszcze m.in. wskaźnik party, ataki łańcuchowe i system morale drużyny – wymieniać i opisywać można bez końca. To w całości skutkuje naprawdę bogatym systemem, gdzie strategiczne planowanie w trakcie gorączkowych starć jest na porządku dziennym. Choć momentami mogą się wydać nawet zbyt chaotyczne, walki to kolejny fantastycznie wykonany element.

I już w zasadzie mógłbym zakończyć ten, i tak już za długi wywód. Jednakże jest jeszcze jeden, gigantyczny wręcz element fenomenu zwanego Xenoblade, mianowicie: zawartość poboczna. Rzeczy do zrobienia jest naprawdę od groma i ciut. Ludzie z zacięciem maxowania gry będą mieli tutaj nie lada orzech do zgryzienia. Ja sam tak dałem się porwać w wir subquestów, że główną linię fabularną porządnie rozpocząłem dopiero po kilku godzinach, a przy tym nie uszczknąłem nawet ułamka całości. Idealnym dopełnieniem są tzw. „affinity charts”, gdzie na bieżąco obserwujemy poznanych npc i ich relacje, na które oczywiście przez wykonywanie questów wpływamy. Nasi gieroje też mają własny wykres zażyłości, przekładający się na osiągi w walkach, craftowanie i dodatkową zawartość fabularną. Mało? Do listy można dopisać jeszcze kolekcjonowanie przedmiotów i zasiedlanie własnej kolonii. Próbując jednak wykonać wszystko po drodze straciłem cierpliwość. Jest tego po prostu za dużo, a zadania pokroju „przynieś x itemów” nie pomagają w urozmaiceniu. Wciąż, na same opcjonalne rzeczy straciłem bez mała 30h i większość czasu nie nudziłem się wcale.

Xenoblade Chronicles to naprawdę gigantyczny tytuł. Wszystko w nim jest uszyte w ogromnych proporcjach. Poprzez rozmach i piękno audio-wizualne, niebanalny gameplay i masę zawartości rozciągniętej na niemal setkę godzin przygody, ciężko uwierzyć, że to wszystko hula na Wii. Chociaż autorzy nie ustrzegli się drobnych potknięć i wpadek, końcowy produkt jest ogromnie imponujący i pochłania bez reszty. Ścisła czołówka japońskich RPG i tytuł, który przejdzie do historii.

P.S. Gra wymaga podłączonego Classic Controller lub Nunchuck. Choć z początku miałem pewne obawy, nawet ten drugi był bardzo wygodny.

Fabuła: 4.5
Grafika: 4.5
Muzyka: 5
Rozgrywka: 4.5

Ogółem: 5 (w skali 5, nie średnia)

2 5.0

Obrazki z gry:

Dodane: 21.11.2013, zmiany: 06.10.2017


Komentarze:

Akurat złapanie z oryginalnego hardware'u screenów mimo wszystko oddaje najlepiej jak gra wygląda. A emu łatwo połapać te screeny ale znowu jak wspomnieliście przekłamania czy też upiększanie mogłoby zamazać prawdziwy obraz


[Venra @ 04.01.2014, 16:06]

Co do przekłamań to można ich uniknąć robiąc zrzuty w odpowiednich miejscach, Emulator rzeczywiście potrafi upiększyć grafikę ale można to wyłączyć. Tyle tylko, że trzeba mieć porównanie jak to wygląda w rzeczywistości...


[Astarell @ 03.01.2014, 15:43]

Tak, natywna rozdziałka. Nie przeczę, że emulator dałby tutaj radę, choć sam jestem trochę przeciwny. Zawsze wychodzą z jednej strony drobne przekłamania, z drugiej strony pluginy i potężny pecet upiększają grafikę. IMHO screeny powinny oddawać jak najwierniejszy obraz tego, co wyświetla sama konsola.

Ale to tylko moja opinia, J pewnie nie będzie miał nic przeciwko :)


[Spawara @ 03.01.2014, 09:53]

To jest natywna rodziałka czyż nie? Dobry efekt ale emu chyba też dałby radę przyzwoicie przy łapaniu screenów


[Venra @ 02.01.2014, 23:23]

Będę kiedyś musiał kiedyś cyknąć lepsze za pomocą emulatora...


[Astarell @ 02.01.2014, 21:14]

Blackmagic to niestety zupełnie inna liga i ceną nie zachęca ;) Ja przypadkiem wszedłem w posiadanie Hauppauge HD PVR 2. Za pół darmo, bo ponoć uszkodzony - a wystarczyło wymienić zasilacz. Ogólnie jestem jednak średnio z niego zadowolony. Niższa cena daje o sobie znać i jakościowo bywa różnie. Z nagrywaniem filmików radzi sobie całkiem nieźle, ze screenami gorzej. Im grafika bardziej "bajkowa", tym lepiej, natomiast w "realistycznych" już się trzeba napocić żeby jakoś to wyglądało. Planów póki co wielkich z tym nie wiążę (oprócz obrazkowania gier tutaj ;), ale kiedyś, kto wie...

I tak, czytamy podpisy. Tak łatwo się nie wymigasz :)


[Spawara @ 02.01.2014, 20:07]

Czyta. Jeśli chciałbyś, żeby nasze obrazki były na innych serwisach identyfikowalne, to trzeba by było siakiś watermark dorobić :)

@Spawara: czyżbyś się w jakąś kartę pokroju Blackmagica/Avera zaopatrzył? Gratulacje i z ciekawości - do czegoś planujesz jeszcze wykorzystywać? Bo trochę ten sprzęcik chyba kosztuje...


[Lotheneil @ 02.01.2014, 18:38]

Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?