Dynasty Warriors 4 Hyper

Wydania
2005()
2005()
Ogólnie
Siekanina z elementami rpg - osadzona w realiach Romance of Three Kingdoms - czyli Chiny sprzed prawie 2000 lat... Miodzio :-) A jeśli do tego dodać fakt, że na ekranie w walkach stają na przeciw siebie nawet tysięczne armie i my te armie (a przynajmniej tą przeciwną) możemy przetrzebić - czegóż chcieć więcej?!
Widok
izometr
Walka
czas rzeczywisty
Recenzje
NiBl
Autor: NiBl
16.08.2009

Moja historia z tą grą zaczęła się tak. Siedzę sobie w wakacje przed kompem i nagle naszła mnie myśl: ''Zagrałbym sobie w jakiegoś Beat em Up-a!''. No to włączyłem GameSpota i moim oczom ukazały się screeny Dynasty Warriors, przypomniałem sobie, że to właściwie jest beat em up i po chwili szukania odkryłem, że część 4 ukazała się na PieCu. Tylko spojrzenie na screeny i wiedziałem, że nie będzie problemów by mi gra ruszyła. Dopiero później zobaczyłem, że na JRK's RPGs recenzja już się znajduje.

Ale przejdźmy do rzeczy. Jest to typowa konsolowa konwersja i swoją konsolowością bije w oczy. Oczywiście nie mamy obsługi myszki, co można przeboleć, bo sterowanie na klawiaturze jest możliwe i nie sprawdza się źle. Po drugie: mamy znaną z wielu konsolowych gier ohydnie działającą kamerę, która w wielu przypadkach pokazuje nam to czego akurat nie chcemy oglądać. Wciskanie bloku za każdym razem by się przestawiła i pokazała, że przeciwnik obszedł nas z drugiej strony nie jest śmieszne. Najlepsze jest zeskakiwanie: skaczesz z wysokiego nasypu i chcesz wykosić łuczników, a tu *Zonk* kamera się zmienia i pokazuje twojego bohatera wspaniale zeskakującego z muru, tylko po tym widzisz ładną twarzyczkę bohatera i mur który stoi za nim a łucznicy, których nie widzisz zaczynają w ciebie strzelać. Po trzecie mamy znane z konsolowych gier odblokowywajki, a w grze jest co odblokowywać.

Gra w luźny sposób nawiązuje do książki Romance of three kingdom, która w luźnym stopniu opisuje około 100 letnią historię Chin od schyłku dynastii Han. Wspomnę tylko, że w grze (bardzo możliwe, że też w książce) istnieje coś co byśmy nazwali magią, ale ma głównie znaczenie fabularne (wprowadzające urozmaicenie w bitwach). Jak jakiś bohater używa zaklęć to można je po prostu zablokować jak zwykły atak. To wszystko składa się na bardzo, bardzo luźne odwzorowanie historii, którą oczywiście możemy kształtować w zależności od tego jaką stronę konfliktu wybierzemy. Od wyboru strony zależne będzie jakich bohaterów dostaniemy do dyspozycji i jakie misje będziemy mieli. Co do bohaterów, to każdy z nich posługuje się swoją bronią (chociaż pewnie jakieś tam miecze będą się powtarzać). Każdy posiada też swoje atrybuty (które możemy podwyższać znajdując odpowiednie przedmioty na mapie), listę ataków i w tym atak specjalny (który w większości wypadków jest zupełnie nieopłacalny, szczególnie jak znajdziemy jakieś orby). Ogólnie zaczynamy z 9 bohaterami (+ masz możliwość stworzenia do 4 swoich), aby w końcu mieć ich 44. Oznacza to, że dostaniemy wielu bardzo podobnych do siebie, mniej lub bardziej użytecznych herosów. I jak tu teraz z tej zgrai wybrać tę perełkę, która najlepiej by wycinała masowo i szybko grupy wrogów, miała użyteczne kombosy, najlepiej miała szarże przebijającą przez blok przeciwników (osobiście takiego znalazłem, ale dopiero po zakończeniu gry ;-)).

Przejdźmy do esencji gry czyli walki, a właściwie bitew, ponieważ poza kilkoma wyjątkami policzalnymi na palcach jednej ręki walka będzie odbywała się armia przeciw armii, a naszym zadaniem będzie jak najskuteczniej wyeliminować jakiegoś dowódcę wroga. Każda armia dzieli się na mniejsze części, podporządkowane jakiemuś dowódcy, do których grup przyporządkowane jest morale, a te dzielą się na jeszcze mniejsze oddziały składające się z kilku szeregowych i ich sierżanta, majora lub oficera i jego dosyć liczną obstawą. Bardzo istotną rolę odgrywa właśnie morale, bo im wyższe tym chętniej twoje bądź oddziały wroga nacierają i prawdopodobnie wpływa to jeszcze na zadawane przez nich obrażenia i ich obronę.

Z tego opisu może się wydawać, że to będzie jakaś gra taktyczna - ale nic bardziej mylnego. Bohater którym dowodzimy wraz ze swoimi ochroniarzami stanowi sam w sobie armię. A jak opanujesz już sterowanie to nie będzie cię w stanie powstrzymać żadna armia, albo oficer niższego poziomu (a twoja liczba fragów będzie mogła wynosić ponad 500 w bitwie). No i tutaj przechodzimy do najbardziej irytującej rzeczy w grze - do bohaterów przeciwnika, a oni są czasem po prostu przekoksowani, jeszcze jakbyś mógł takiego zranić to by było dobrze, ale tutaj okazuje się, że oni w bardzo irytujący sposób parują twoje WSZYSTKIE ciosy. Ani takiego nie można obejść, bo jego korekcja obrotu wynosi pewnie nawet 1stopień, a jakbyś chciał odrobinę przestać naparzać i zaatakować go od tyłu to się natychmiast obróci w twoją stronę. Możesz mieć w tym wypadku nadzieję że w końcu się odsłoni i że będziesz szybszy od niego w wyprowadzaniu ataków. Twojej sytuacji nie poprawia nawet to, że czasem ni z gruchy ni z pietruchy taki bohater potrafi uleczyć sobie połowę życia. No i w tym momencie przydaje się armia, która jak dostatecznie odwróci uwagę bohatera i jest na tyle liczna by tylko odparowywał ciosy co pozwoli ci zakraść się na tyły przeciwnika i wyprowadzić zabójczą serię uderzeń (co i tak jest często utrudnione ponieważ kamera pracuje jak pracuje, a przeciwnik jest ciągle popychany przez twoich ludzi, co czasem może utrudnić walkę). Niemały uśmiech może wywołać dowódca przeciwników sam w pojedynkę ścigany bez skutku przez 50 twoich ludzi, o ile w tym momencie nie jesteś tak zdenerwowany, że za chiny nie możesz go trafić, ani do niego dojść bo twoi ludzie blokują drogę.

Czasem się trafi, że przeciwnik wyzwie cię na pojedynek i tutaj kolejna loteria bo z jednej strony w pojedynkach wszyscy przeciwnicy lubią parować, ale zdarza się, że przeciwnik niepokonany w polu może być pokonany na ringu. Jednak tutaj też występują pewne niedogodności, bo na pokonanie przeciwnika masz zaledwie 45 sekund, co na początku gry raczej nie wystarczy.

Kolejną irytującą rzeczą jest to, że nie zawsze wiesz co robić (albo czego nie robić). Za pierwszym podejściem do kampanii w akcie 2 są 2 misje strasznie trudne jeśli nie wiesz co w pierwszej zrobić (iść na zadupie i zabezpieczyć prowiant, co da naszym boosta do morale obniżając morale przeciwnika), a czego w drugiej nie zrobić (za żadną cenę nie bić się z Lu Bu, co może być trudne bo jak tylko cię zobaczy to ruszy w twoim kierunku). Oczywiście dochodzi do tego idiotyzm twojej armii, bo czasem po prostu nie wykrywa miejsca gdzie się ruszyć i stoją ustawieni jak kołki, zamiast bić się z dowódca chroniącym bramę, a jak już zabijesz tego dowódcę to wszyscy ruszają na hura.

Przejdźmy teraz do kolekcjonowania, a jest co kolekcjonować. Najpierw są bohaterowie, by niektórych zrekrutować mamy postawione nietypowe wymagania. Do każdego bohatera mamy jeszcze ukryty 10 poziom broni i po 3 ubranka, każde w 2 wariacjach kolorystycznych (ale nie nazwałbym tego 6-cioma strojami dla każdego). Dalej kolekcjonowanie przedmiotów, zwykłe przedmioty mają 20 poziomów, kule magiczne (bardzo rzadko wypadające) mają 4 poziomy, przedmioty specjalne i wierzchowce na początku starcia, które mają jednakże duże wymagania. Możesz też trenować swoich ochroniarzy, by otrzymali klasę specjalną. Odblokowywanie kampanii dodatkowych. Albo ponowne przechodzenie kampanii podstawowych, tylko tym razem uruchamiając specjalne akty ''Tales''. Ogólnie pomimo że przejście gry zajmuje 2, lub 3 dni (dla zupełnego nooba) to po zakończeniu nadal jest co robić.

Grafika nie jest najwyższych lotów, o ile postacie są wykonane schludnie (mogą cieszyć oko nawet dzisiaj, o ile ktoś nie wymaga zbyt wiele), o tyle plansze, czy zwykli siepacze pozostawiają już wiele do życzenia. Muzyka jakaś jest, ale jakby jej nie było. Nie wpada w ucho, ani nie jest brzydka. Podczas walki bardziej żwawa (tylko tyle udało mi się zauważyć). Angielskie głosy o dziwo mi się w dużej części spodobały i pasowały do postaci (może dlatego, że postacie nie mówią zbyt wiele).

Podsumowując. Gra nie jest najwyższych lotów, co łatwo można wywnioskować z powyższej recenzji. W dużym stopniu jest podobna do poprzedniczki (jest to jeden z zarzutów). Jednak jak przygotujesz się na zwykła wyrzynankę to może wciągnąć cię na kilka dni.

Moja ocena: 3/5 (6,5 w skali 10-cio stopniowej)


Yoghurt
Autor: Yoghurt
27.05.2006

Gatunek prostackiej, odstresowującej nawalanki powoli wymiera na PC, co wielce mnie smuci. Bo czasami wypadałoby, po godzinach spędzonych na rozwiązywaniu zagadek w Syberii czy po dłuuuuugiej bitwie przeciw siłom GDI zasiąść sobie, odpalić jakąś sympatyczną rozwałkę i oddać się bezstresowemu gromieniu kolejnych setek wrogów. Od czasu spadku popularności kultowych bud z automatami na żetony, rozrywka tego typu jest w nieustającym odwrocie. Kiedy to ja ostatni raz grałem w tak przyjemną rzecz na mojej szarej skrzynce?

Na szczęście pozostają jeszcze konsole. Tam wciąż triumfy święci zacna seria Onimusha, a zaraz obok niej - Dynasty Warriors. I jakimś dziwnym zrządzeniem losu, w roku 2006 producentów konsolowych coś podkusiło, by porobić konwersje hiciorów z Playstation 2 na PC. Tak zatwardziali blaszakowcy, którzy konsole paliliby rytualnie na stosie, oraz ci pececiarze, którzy uważają zakup małego plastikowego pudełka z elektroniką w środku za nieopłacalny, dostali szanse pobawienia się tak jak gracze, którzy nad klawiaturę przedkładają joypada. Onimusha i Resident Evil już wkrótce, na początek rzucono nam trochę mniej znany na Zachodzie (bo u skośnych braci bije rekordy sprzedaży) produkt - Dynasty Warriors 4 Hyper.

Czwórka jest pierwszą odsłoną serii wydaną na blaszaki, ale nie ma co się bać, jak na bezpardonowy wygrzew przystało, fabuła się niezbyt liczy, więc nie potrzeba nam znajomości poprzednich części by w pełni radować się grą. A jest się czym radować.

Dlaczego? Dwa słowa: prostota i miodność. Sterowanie (poza jednym małym wyjątkiem, o tem potem) jest naprawdę łatwe, nawet dla tych, którzy nie posiadają pada. Myszka jest zupełnie zbędna, bo do poruszania wystarczą nam kursory, zaś za resztę, czyli ciosy, bloki i kilka innych drobiazgów odpowiada ledwie 6 klawiszy, które można sobie dodatkowo skonfigurować wedle wygody, przy czym rozkład QWE-ASD sprawdza się zdecydowanie najlepiej. Pierwszych etapów gry właściwie nie da się przegrać i służą za coś w rodzaju tutoriala przed dalszymi, naprawdę ogromnymi potyczkami tak płynnie, przez niezliczoną ilość misji, układającą się w długą kampanię, szlifujemy swoje umiejętności, odkrywamy nowe combosy, a co najważniejsze (bez tego gra w ogóle nie znalazła by się u JRKeja), rozwijamy wybraną przez nas postać.

A postaci mamy 50 (choć mogę się mylić, kto by je wszystkie policzył). Konsolowym zwyczajem, na początku mamy tylko kilka, pozostałych wojaków odkrywamy w trakcie przechodzenia różnorakich trybów (Kampania, Walka jeden na jeden, dowolna potyczka i tak dalej) i na różne sposoby. A to by mieć możliwość pogrania jakimś twardzielem trzeba przejść daną misję w taki a taki sposób, a to załatwić odpowiednią ilość wrogów... Miłośnicy wszelkiego rodzaju poukrywanych bonusów będą mieli kupę zabawy, bo poza postaciami mamy do odblokowania jeszcze zestawy ciuchów po 6 dla każdego (policzcie sobie... tak, 300 wdzianek!), specjalne, mocarne bronie, jakieś pierdółki i resztę tałatajstwa, w które wyposażyć możemy naszego chojraka.

Oczywiście priorytetem powinno być nie dłubanie w szafie i dobieranie ciuchów, ale rozwój naszego bohatera, tudzież bohaterki- bez niego po prostu nie da rady przejść dalszych misji, szczególnie w ostatnich scenariuszach. Herosa rozwijamy, zdobywając oczywiście expy, a te naliczane nam są po każdej bitwie. Sumowana jest liczba zabitych wrogów, specjalne ciosy, jakieś efektowne wykończenia- trudno dokładnie policzyć wszystkie czynniki wpływające na końcową punktację. Należy też zwrócić uwagę, że doświadczenie, a co za tym idzie, kolejne poziomy, naliczane jest oddzielnie dla postaci, a oddzielnie dla jej... broni. Gieroj wraz z łapaniem Leveli zwiększa liczbę punktów życia, many, swoją siłę i uwaga, ilość towarzyszy na polu bitwy (oni też zdobywają doświadczenie, rozwijając punkty życia i dostępną broń), zaś doświadczenie we władaniu danym ustrojstwem (każdy ma coś innego na podorędziu, od klasycznych mieczy, poprzez nunczako czy włócznie na dziwacznych dyskach i innych wschodnich wymysłach skończywszy) pozwala na zadawanie silniejszych ciosów i coraz lepszy arsenał. Przy okazji z każdym pokonanym dowódcą zgarniamy jakiś bonus do statystyk (a to +1 do siły broni, bonus do szybkości, a to inny baje - wiadomo o co chodzi) lub przedmiot, w który możemy się potem wyposażyć- do wyboru różnorakie pancerze, naszyjniki, magiczne kule dodające obrażenia, a w dalszych etapach - nawet wierzchowce. Proste? jasne że proste. I dlatego dobre.

Co więcej o naszym alter ego z monitora? A no możemy sobie na początku kampanii (tzw. Mussou Mode) wybrać jeden z trzech klanów (a co za tym idzie - jedną z trzech kampanii... początkowo, bo w miarę postępów odblokowujemy kolejne), a w nim kilku podstawowych mistrzów walki. Potem tylko wybór bitwy w danym scenariuszu (warto przechodzić po kolei, bo pominięta bitwa = mniej expa = wolniejszy rozwój), ustawienie sobie pomocników (początkowo dwóch, ale liczba ta maksymalnie wzrosnąć może do ośmiu), sprawdzenie na mapie taktycznej, kogo trzeba utłuc, by walkę wygrać i jedziemy z tym koksem.

Powiem jedno - rozmiar starć jest epicki. Nie jesteśmy samotnym wojakiem, który przeciwstawia się hordom przeciwników. Po naszej stronie także stoją setki szeregowych wojowników i, co ciekawe, inni bohaterowie. Co prawda większość roboty i tak spada na nasza głowę, bo nasi sprzymierzeńcy z walką radzą sobie średnio z powodu cieniutkiego AI i zazwyczaj gdy dojdzie do starcia sojuszników z wrogiem, obie strony niemrawo okładają się po łbach, aż ktoś im nie pomoże i ostatecznie nie rozwiąże sporu. Takimi asami w rękawie po dwóch stronach barykady są herosi, dowodzący oddziałami i siekący ciosami specjalnymi na lewo i prawo (takim właśnie gościem jesteśmy my)- ich śmierć oznacza wyeliminowanie danej jednostki z bitwy i choć szeregowcy wciąż pewnie żyją, i tak za wiele już nie zdziałają. To jest właśnie klucz do sukcesu w Dynasty Warriors i stały schemat rozgrywki- wybieramy sobie drogę, którą podążać będziemy do celu (czytaj: generała wrażej armii) i po drodze eliminujemy kolejne oddziały wroga, przebijając się przez tabuny szarej piechoty (a czasami jazdy, której można podkradać po wyeliminowaniu konie oraz... słonie) do ich szefa, ubijamy go i lecimy dalej.

W tym prostym wzorze mamy jednak kilka modyfikacji. Na przykład, by dostać się do generała, musimy ubić konkretnego dowódcę, bo tylko on ma klucz otwierający bramę do fortu. W innej bitwie mamy całą masę rzeczy na głowie- pomiędzy walką z niekończącymi się falami wrogów wroga (chyba, ze pozamykamy bramy, doprowadzające posiłki) musimy biec i pomóc swojemu generałowi, bo wpadł w zasadzkę zapędzając się za daleko za uciekającym oddziałem. Jeszcze w innej misji mamy do wyboru dwa rozwiązania problemu- albo pomożemy swojemu kompanowi rozniecić ogień w porcie (co zatrzyma napływ posiłków i przechyli szale zwycięstwa na nasza stronę), albo zajść wroga z flanki i wybić jego sojuszników, co znacząco obniży jego morale.
Inną z nich jest pojedynek one-on-one z dowódcą danej jednostki. Wyzwanie, rzucone przez przeciwnika możemy odrzucić, kontynuując dalej zwyczajną bitwę i rozłożyć go klasycznie, podczas ogólnej rzeźni w polu, lub też podnieść rękawicę i stanąć do boju na zamkniętej arenie. Wtedy rozgrywka przemienia się w klasyczną nawalankę pokroju Tekkena, gdzie bez wyuczonych kombosów, odpowiednich bloków i uników zostaniemy pokonani i wyświetli nam się Game Over. Gdy jednak okażemy się lepsi, morale naszej armii znacząco wzrośnie dzięki takiemu czynowi, a oddział wroga zostanie wyeliminowany z walki.

Właśnie, morale- jeden z czynników decydujących o zwycięstwie. Wraz z utratą kolejnych ludzi i ogólną sytuacją na polu bitwy, chęć do walki spada, a co za tym idzie- nasi chłopcy walczą o wiele mniej skutecznie. Nie ma nic gorszego niż sytuacja, w której my przemy wraz z brygadą pomocników i sporą armią pomagierów środkiem pola bitwy kosząc co się da, a w tym czasie jakiś dowódca, otoczony przez przeważające siły wroga, pada i adwersarz ma otwartą drogę do naszego generała, którego śmierć oznacza porażkę. Dlatego tez, mimo czysto zręcznościowego charakteru rozgrywki, nie zaszkodzi co jakiś czas spojrzeć na mapę taktyczną, zorientować się w pozycjach naszych i wrogich oddziałów oraz miejsc, w których przybywają posiłki, by móc dostosować swoją taktykę do zaistniałej sytuacji. I w razie czego podreperować sytuację- każda setka ubitych przeciwników to skok morale, podobnie, jak nadejście na pomoc walczącemu przyjacielowi (który nasze pojawienie się skwituje dziękczynną przemową). W całym tym bałaganie i sieczce na polu bitwy pomagają zorientować się komunikaty wyskakujące na ekranie, informujące kto z kim aktualnie się bije, kto wygrywa, gdzie przybyły posiłki wroga i jak się ma morale naszej armii.

Do opanowania tych z pozoru skomplikowanych zasad potrzeba nie więcej jak 15 minut- już po dwóch, trzech bitwach czujemy się jak ryba w wodzie i jedyne, co spędza nam sen z powiek to uczenie się ciosów, bez których ani rusz w dalszej części gry. Pierwsze etapy możemy przejść na tak zwaną pałę, jednak niedługo potem zaczynają się schody, i bez podpakowanej, wyposażonej postaci, kilku towarzyszy, których wykorzystamy do dźgania wrażych dowódców po plecach i naszych umiejętności klepania w klawisze, możemy się pożegnać z dalszą grą.

Na szczęście można zapisywać grę w trakcie bitwy. Jest to o tyle uciążliwe, że trzeba wychodzić z walki, zamykać dany tryb i otwierać go ponownie- gracze pecetowi przyzwyczajeni są do czegoś wygodniejszego, ale cóż poradzić, w końcu to konwersja.

Z tym faktem wiąże się jeszcze jedna rzecz- oprawa. Ta jest zaledwie okej, kanciastość postaci oraz naprawdę mało urozmaicone tła raczej nie sprawiają dobrego wrażenia. Tłumaczyć to można oczywiście czasami setką postaci na ekranie (czasami można stracić z oczu w tłumie walczących naszego herosa). Na szczęście rozdzielczość oraz szczegółowość grafiki można w ograniczonym stopniu regulować i przyznam, że przy najwyższych detalach tła nadal są takie sobie, ale postacie, szczególnie z fantazją zaprojektowani bohaterowie, potrafią cieszyć oko.

Muzyka też bez rewelacji- głosy postaci są w porządku, ale utwory muzyczne jakoś specjalnie nie zapadają w pamięć i zagrzewają do bitwy z niezbyt udanym skutkiem. Ale zgiełk pola bitwy i szczęk oręża został oddany należycie.

Więcej jakichś znaczących wad? Kilka. Czasami do rozgrywki wkrada się nuda, bo do osiągnięcia zwycięstwa trzeba się sporo nabiegać, a gdy nam się już nie chce tłuc w klawisze, to wrogów łatwo się po prostu omija. Dodatkowo AI jednostek jest kiepskie, czasami postacie na ekranie nie wiedzą co ze sobą zrobić- biec za nami, czy może zostać i poczekać, aż przegramy bitwę. No i nieszczęsne wsiadanie na wierzchowca- do dziś nie udało mi się rozpracować kombinacji klawiszy odpowiadającej za wsiadanie nań, a taka szarża na słoniu nie raz mogłaby skrócić definitywnie całą bitwę. Zazwyczaj, gdy już mi się to udawało po kilku minutach (a walka jest limitowana 60-minutowym licznikiem), był to czysty fart. A krew zalewała mnie, gdy chwilę później jakiś łucznik strącał mnie z siodła strzałą i cała zabawa z wsiadaniem zaczynała się od początku.

Poza tymi usterkami i średnią grafiką gra jest zaskakująco wciągająca. Tak jak mówiłem- bezkompromisowe kopanie tyłków setkom (czasami liczba ofiar sięga tysiąca, a nawet więcej!) przeciwników za pomocą kombinacji klawiszy budzi wspomnienia, a do tego odstresowuje. Ktoś, kto szuka bardziej odkrywczego i skomplikowanego erpega, lepiej niech nie tyka Dynasty Warriors. Ale ktoś, kto ma smykałkę do mordoklepek, wyrobioną w salonach gier i turniejach Mortal Kombat na Amidze, a do tego chciałby sobie popatrzyć, jak jego dzielny heros zdobywa coraz większą moc, sięgnąć powinien. Bo w tym programie siedzi spora dawka pięknej w swej prostocie rozrywki.

Moja ocena: 7/10

2 3.5

Obrazki z gry:

Dodane: 28.05.2006, zmiany: 21.11.2013


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?